Brama do zwiększania deficytu otwarta na oścież
Krzysztof Przybył: W obliczu recesji i dwucyfrowej inflacji, która pozostanie z nami zapewne jeszcze długo, politycy powinni wysyłać do rynku uspokajające sygnały. Pokazywać, że – na ile to możliwe – starają się zmniejszać skutki kryzysu i zwiększać dyscyplinę budżetową. Tymczasem w minioną środę Sejm przyjął przepisy, które de facto znoszą regułę wydatkową. Wyłączono z niej bowiem tak wiele dziedzin, że pozostanie ona martwym przepisem. To dla inwestorów bardzo zły sygnał, a dla nas wszystkich pewność, że walka z inflacją i kryzysem będzie ogromnie utrudniona.
Przyjęte przez parlament przepisy zakładają, że w br. w wydatkach objętych limitem ustalonym w budżecie państwa nie uwzględnia się skutków finansowych, wynikających z dodatkowych działań związanych z nakładami na obronność, wsparcie podmiotów dotkniętych kryzysem energetycznym oraz na trzynastą i czternastą emeryturę oraz waloryzację emerytur. Chodzi zatem o obszary generujące potężne wydatki.
Zwolennicy przyjętego rozwiązania wskazują, że to kwestie o żywotnym znaczeniu dla obywateli. Musimy mieć bowiem sprawną i nowoczesną armię, dopłaty do cen energii to również byt polskich firm, a miliony emerytów nie mogą być skazane na nędzę. Trudno nie podzielać tej opinii, ale również trudno nie mieć wątpliwości co do mechanizmu, który ma umożliwiać realizację tych celów.
Od pewnego czasu budżet państwa stał się bowiem dokumentem, który ma coraz mniej wspólnego z rzeczywistością. Rząd do perfekcji opanował lokowanie wydatków w budżetach różnego rodzaju funduszy i fundacji, co pozwala chwalić się zachowaniem (na papierze) założeń budżetowych, ale co nie zwiększa zaufania do polskiego państwa. Otworzenie już nawet nie furtki, ale szerokiej bramy do lekceważenia reguły wydatkowej, to zaufanie znacząco obniży.
Skądś te dodatkowe pieniądze trzeba będzie wziąć. Zatem przedsiębiorcy mogą się spodziewać kolejnych projektów ustaw, nakładających na nich nowe obciążenia i podatki. Przepraszam – nie podatki. W serialu „07 zgłoś się” porucznik Jaszczuk wyjaśniał, że słowo „podatki” obce jest socjalistycznej formacji społecznej. Jest ono również obce nadwiślańskiemu kapitalizmowi, zatem przedsiębiorców dociąża się „opłatami”. Rząd zabiera się za majstrowanie przy opłacie cukrowej, która (oczywiście wprowadzona z myślą o zdrowiu Polaków…) nie dała budżetowi spodziewanych przychodów. Cóż, eksperci ostrzegali, że polskie firmy zapłacą, a państwo tak wiele nie zyska, ale kto u nas przejmuje się głosami ekspertów i biznesu? A mamy również świeżą deklarację sekretarza generalnego PiS, że trzynasta i czternasta emerytura zostanie z nami na stałe. Czyli kolejne miliardy do ściągnięcia z rynku…
Firmy, bez względu na widmo recesji, będą musiały sprostać kolejnym obciążeniom. To zaś może sprawić, że władza niedługo będzie się mogła chwalić rekordowo niskim bezrobociem. Części branż kryzys już zagląda w oczy – m.in. deweloperskiej, notującej fatalne wyniki. Zwiększać się będzie siłą rzeczy deficyt budżetowy, czemu bacznie się będzie przyglądać Komisja Europejska. Jak układają się relacje Warszawy z Brukselą, przypominać nie trzeba, więc lekkie nawet przekroczenie granicznego progu deficytu z pewnością wywoła szybką reakcję Komisji.
W tym kontekście informacje, że premier nakazał ścięcie wydatków ministerstw o 10 procent i wstrzymanie projektów ustaw generujących spore wydatki brzmią absurdalnie. Przyjęto właśnie ustawę, która pozwala na gigantyczne zwiększanie wydatków, więc nawet gdyby zmniejszyć budżety resortów i o 20 procent, skutek będzie niewielki albo zgoła żaden.
Szkoda, że nikt nie pyta o zdanie tych, dzięki którym polska gospodarka stosunkowo nieźle sobie radzi mimo światowego kryzysu – polskich przedsiębiorców. Oni zapłacą za pomysły dyktowane wyborczym kalendarzem, dźwigając na swoich barkach ciężar kryzysu i fiskalizmu państwa. Pytanie, jak wiele są w stanie udźwignąć?
Źródło: Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”, Natemat.pl