Krzysztof Przybył: Absolutorium - nowa broń w politycznej walce
Im mniej państwa w gospodarce, tym lepiej – powtarzają liberałowie. W polskich warunkach, gdy wiele spośród giełdowych czempionów to spółki kontrolowane przez Skarb Państwa, nie jest to w pełni realne. Czasami jednak chyba nawet nieprzejednany etatysta mógłby się pod tym hasłem podpisać. Zwłaszcza obserwując kolejną rodzącą się (złą) tradycję: brak absolutorium dla władz kontrolowanych przez państwo spółek po zmianie rządzącej ekipy.
Nie formalność, ale też nie zemsta
Absolutorium w żadnym wypadku nie może być traktowane jako formalność albo jako dżentelmeński ukłon w stronę poprzednich władz – tu pełna zgoda. Nie powinno być jednak i nie może bronią w politycznej wojnie. W polskich realiach wiele wskazuje, że tak się może stać.
Media obiegają informacje o braku absolutorium dla władz kolejnych spółek pod kontrolą Skarbu Państwa. Nie ulega wątpliwości, że w przypadku niektórych przedsiębiorstw ich obecna sytuacja jest wystarczającym ku temu uzasadnieniem (vide PKP Cargo, które dosłownie walczy o przetrwanie). Wokół wielu spółek, bez żenady w ostatnich latach traktowanych jako bankomaty polityków, narosło tyle wątpliwości, że mimo dobrych wyników sporo kwestii wymaga wyjaśnienia. Przynajmniej przed podjęciem obiektywnej decyzji o skwitowaniu odchodzących władz. Niektóre spółki bronią się jednak wynikami, a wokół ich działalności nie było żadnych kontrowersji. Mimo tego, niejako siłą rozpędu, ich zarządy także nie otrzymały absolutorium.
Kto zaczął? Zawsze poprzednicy
Menedżerowie, którzy nie zgadzają się z taką decyzją, mogą zdecydować się na drogę sądową. Gwarantowany jest kilkuletni okres rozpatrywania sprawy, co do wyniku – nie ma żadnej gwarancji. Niewątpliwie część byłych prezesów i wiceprezesów państwowych spółek zdecyduje się na taką batalię. Sęk w tym, że nawet jeśli w końcu wygrają, to i tak oczyszczenie dobrego imienia przyjdzie bardzo późno.
Tym, którzy wskazują palcem w stronę obecnego rządu chciałbym przypomnieć, że byłe władze PZU absolutorium za rok 2015 otrzymały dopiero w roku 2024. Wcześniej nie otrzymały… bo nie. Więc te niepokojące praktyki rozpoczęły się nie teraz.
Jak odstraszyć dobrych menedżerów od państwowych spółek
Jest zrozumiałe, że posiadacz większości udziału czy podmiot kontrolujący spółkę chce mieć wpływ na wybór kadry menedżerskiej. Wymiana zarządów w spółkach kontrolowanych przez państwo nie jest więc niczym zaskakującym. Zaskakujące są jednak praktyki, które mogą odstraszyć dobrych, apolitycznych menedżerów od pracy w państwowych spółkach. Nie dość, że znajdują się w ogniu politycznej walki, nie dość, że każda zmiana nie tylko opcji rządzącej, ale i zmiana w łonie rządzącego obozu może pozbawić ich stanowiska, to na odchodne nie otrzymają absolutorium. A niektórzy dodatkowo mogą sporo czasu spędzić na przesłuchaniach w rozmaitych państwowych instytucjach, zgoła innych od giełdowych spółek.
Czy serio jest to koszt politycznej wojny, który spółki powinny ponosić? Rozliczać to, co szkodliwe – bezwzględnie tak. Ograniczać wpływ polityków na bieżącą działalność spółek – jak najbardziej. Ale wrzucać do jednego worka i złych, i dobrych menedżerów tylko z powodu sprawowania przez nich funkcji w określonym okresie? Nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia dla takich praktyk. Bo to właśnie one, paradoksalnie, mogą się przyczynić do trwałego i totalnego upolitycznienia obsady kluczowych dla naszej gospodarki – i dla zysków państwa – spółek.
Źródło Salon24.pl blog Krzysztofa Przybyła, prezesa Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego