Krzysztof Przybył: Polski sport czeka na zmiany
Wydaje się, że polityków o wiele bardziej niż samych Polaków zelektryzowała zapowiedź premiera, że Polska będzie się ubiegać o organizację igrzysk olimpijskich w 2040 roku. Koszty organizacji takiej imprezy dla państwa-gospodarza to z reguły kilkanaście miliardów euro, a więc z polskiej perspektywy bardzo dużo. Ale jeśli ma to być nie tylko piarowa zagrywka, lecz poważny plan, trzeba myśleć również o inwestycjach innych niż infrastrukturalne. Same stadiony i hotele zbudować jest znacznie łatwiej, niż opracować plan inwestowania w sportową kadrę.
Brak pieniędzy i… sportowców
W zasadzie co igrzyska powtarza się ten sam scenariusz: wielkie nadzieje, spore rozczarowanie i szukanie winnych. Tak, jakby za tak mało satysfakcjonujące wyniki naszych sportowców odpowiadali tylko i wyłącznie szefowie sportowych związków. Tymczasem w Polsce sytuację w sporcie można przyrównać do sytuacji w oświacie. Dobry pedagog jest w stanie wyłowić utalentowanego ucznia i odpowiednio go pokierować. Jednak źle skonstruowany system edukacji spowoduje, że na jeden wyłowiony talent przypadać będzie sto dzieciaków, których zdolności pozostaną niezauważone i które w rezultacie nie będą mogły liczyć na opiekę i odpowiednie pokierowanie.
Brak pieniędzy? Owszem, pieniędzy nigdy nie ma za wiele, ale niski budżet zbyt często bywa jedynie wygodną wymówką. Bolączką polskiego sportu jest brak jasnej wizji i woli inwestowania w przyszłych mistrzów. Z drugiej strony – jak ich szukać i jak kierować ich karierą, skoro w obecnym systemie edukacji sport wciąż traktowany jest po macoszemu?
Mniej więcej rok temu, przy okazji europejskich finałów igrzysk zawodowych World Skills w Gdańsku pisałem o fatalnych skutkach zaniedbania szkolnictwa zawodowego po 1989 roku. W rezultacie mamy mnóstwo szkół wyższych i imponującą ilość osób z ich dyplomami, ale coraz mniej techników, hydraulików itp. W sporcie zaś mamy imponującą armię działaczy, lecz coraz trudniej nam o trenerów i zawodników sięgających po olimpijskie laury.
Na poziomie gminnym: bez klubów i bez inwestycji
Przyjrzyjmy się jak to wygląda w praktyce. W 2023 roku zostało przeprowadzane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki badanie „Sport w jednostkach samorządu terytorialnego”, które miało na celu pozyskanie informacji dotyczących podstaw realizacji zadań jednostek samorządu terytorialnego w obszarze kultury fizycznej. W badaniu wzięło udział łącznie 1173 przedstawicieli gmin.
Okazało się, że w 75 gminach w ogóle nie działa żaden klub sportowy. W tych gminach, gdzie nie ma żadnego klubu sportowego tylko 48% ankietowanych wskazało konieczność jego istnienia.
Uczestnicy badania byli zapytani o przekazanie danych dotyczących wydatków gminy przeznaczonych na kulturę fizyczną w latach 2019-2022 w podziale na poszczególne rozdziały klasyfikacji budżetowej. Wyniki pokazały, że co dziesiąty respondent wskazywał na brak wydatków w ramach tego rozdziału w każdym analizowanym roku, ponad 70% pytanych odpowiedziało, że w analizowanym okresie budżet na działania związane z kulturą fizyczną nie przekraczał kwoty 500 tys., zł. 80% przedstawicieli gmin wskazało, że w badanym okresie placówki nie wspierały finansowo instytucji kultury fizycznej.
Analizując dalszą część raportu, dowiadujemy się, że tylko 3,5% ankietowanych wskazało, że w ich gminie znajduje się szkoła sportowa lub mistrzostwa sportowego, a tylko w co dziesiątej gminie prowadzono Programy z zakresu profilaktyki nadwagi w latach 2019-2023.. Raport pokazał, że w ponad 700 gminach jest od jednego do pięciu klubów sportowych. W 70% gmin budżet na działania związane ze sportem nie przekraczał 1% całego budżetu, zaś przyszkolna infrastruktura sportowa wykorzystywana jest w większości przez aktywności już działających klubów sportowych, pozostałe aktywności są efektem bliżej nie określonej działalności sportowej mieszkańców gmin.
Nie będzie sukcesów bez nowego otwarcia
Jeśli serio myślimy o tym, by być gospodarzem igrzysk olimpijskich, to do ich budżetu powinniśmy doliczyć budżet na nowe otwarcie w polskim sporcie. Na to nowe otwarcie musi się składać kilka elementów. Na samym dole takiej piramidy muszą się znaleźć zachęty do sportowej aktywności i przedstawianie sportu i jego uprawiania jako trendu już na poziomie szkoły podstawowej oraz wypracowanie modelu pracy z młodymi zawodnikami – tu ważne jest zadbanie o kadry trenerskie i w ogóle miejsca, gdzie dziecko będzie mogło trenować. Dalej konieczne są takie rozwiązania organizacyjne i finansowe, które spowodują, że młodzi bardzo zdolni nie będą musieli wybierać: albo praca, albo sport wyczynowy. No i wreszcie na samym szczycie powinien znaleźć się mechanizm, który zapewni sportowcom przyzwoite emerytury i wykorzystanie ich doświadczenia w świecie sportu – jako trenerzy, mentorzy czy w strukturach związkowych by działanie federacji opierało się na praktycznej wiedzy, która może doprowadzić do wdrażania realnych zmian, na które czekają sportowcy. Takie miejsce należy się zwłaszcza tym, którzy swoimi sukcesami budują prestiż Marki Polska na szerokim świecie, a później niestety z trudem wiążą koniec z końcem.
Do tej wielkiej zmiany trzeba przystąpić już dziś – nieważne, czy będziemy gospodarzami igrzysk za szesnaście czy za dwadzieścia sześć lat i czy w ogóle będziemy taką imprezę organizować. Jeśli nawet nie będziemy gospodarzami, nasi sportowcy i tak wciąż będą ubiegać się o kwalifikacje na mistrzowskie imprezy sportowe. Ale bez zmian w systemie szkolenia światowe sukcesy polskich sportowców będziemy coraz częściej znali z kronik, a coraz rzadziej będziemy mieli okazje je sami oglądać.
Źródło Salon24.pl, blog Krzysztofa Przybyła, prezesa Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”