
PKB w górę, ale inne wskaźniki nie są już tak optymistyczne
Polska gospodarka rośnie najszybciej od lat – chwali się rząd. Faktycznie, z szacunku GUS wynika, że nasz PKB w trzecim kwartale br. wzrósł o 3,7 proc. w porównaniu z tym samym okresem roku poprzedniego. To także skok o 0,4 punktu procentowego w stosunku do drugiego trymestru. Te dane dają nadzieję, ale, niestety, inne z kolei nie pozwalają spać spokojnie.
Wzrost napędzany konsumpcją
To imponujący wynik na tle gospodarek innych krajów Unii Europejskiej. Tym bardziej imponujący, że Polska coraz bardziej odczuwa skutki toczącej się za naszą południowo-wschodnią granicą wojny. Jesteśmy odporni na turbulencje.
Ten wzrost gospodarczy niestety w mniejszym stopniu napędzają inwestycje, a w większym – konsumpcja. To pieniądze, które Polacy zostawiają w sklepach i punktach usługowych, są głównym motorem wzrostu. W drugim kwartale konsumpcja w wymiarze rok do roku wzrosła o ok. 4,4%. Pytanie, na ile jeszcze starczy nam „paliwa”? Wzrost cen w pierwszych trzech kwartałach br. wyniósł ok. 4% rok do roku. Ale to tylko statystyka. Przyjrzyjmy się szczegółom. Ceny masła w ostatnim kwartale wzrosły o 7,2%, jaja o 18%, mięso drobiowe o 11%, a wołowe – ponad 18%. Idą w górę ceny pieczywa, które w ciągu roku zwiększyły się o ponad 20%. Swoistym rekordzistą wzrostu cen jest… kapusta, która jest droższa nawet o 60% w porównaniu z rokiem 2024. Jeżeli chodzi zaś o energię elektryczną, to nominalnie energia dla gospodarstw domowych jest średnio droższa o 12% niż w okresie I-X 2024, jeśli patrzeć na ustawową cenę maksymalną.
I dla konsumentów to, a nie uśrednione statystyki, są odczuwalnym probierzem drożyzny. Bo na drugiej szali mamy wzrost przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia o 7,5% w odniesieniu do III kwartału roku zeszłego. Rośnie także bezrobocie, które pod koniec roku ma wynieść 5,7%. Niewiele, ale rośnie ilość informacji o zamykanych zakładach, które w wielu miejscowościach są kluczowym pracodawcą.
Zwiększa się zadłużenie Polski, rośnie deficyt budżetowy
Te wskaźniki każą ostrożnie podchodzić do zapewnień niektórych komentatorów, że konsumpcja jeszcze na długie lata pozostanie czynnikiem napędzającym nasz wzrost gospodarczy. Bo to, że wydajemy więcej nie oznacza, że jesteśmy zamożniejsi. Po prostu życie staje się coraz droższe.
Jednocześnie powiększa się deficyt budżetowy i dług Polski. Zadłużenie naszego kraju w br. ma sięgnąć rekordowych 58%. Owszem, to skutek wydatków na modernizację armii, ale też rozbudowanych świadczeń socjalnych. Wielu polityków opozycji, którzy krytykują ten faktycznie dramatyczny wskaźnik zapomina, że zbudowali system, który takie zadłużanie wymusił. Jeśli chodzi o deficyt budżetowy, to w 2023 r. wyniósł on 5,3% PKB, w roku 2024 – już 6,6% PKB, a w tym roku Komisja Europejska spodziewa się 6,8% PKB (a rząd nawet 6,9%).
Na szampana przyjdzie jeszcze czas
Na miejscu decydentów nie otwierałbym zatem szampana, ale intensywnie myślał, jak utrzymać polską gospodarkę na ścieżce wzrostowej. I przestrzegam przed fascynacją statystykami – zgodnie ze statystykami pies ze swoim właścicielem mają po trzy nogi, prawda? Ważniejsza jest diagnoza sytuacji małych i średnich polskich firm, analiza warunków inwestycji zagranicznych w Polsce. Napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych spada od dwóch lat (cóż, nie jesteśmy już konkurencyjni, jeśli chodzi o koszty pracy), zaś liczba wniosków o upadłość zwiększyła się w III kwartale br. o 9,1% w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Panie i panowie politycy, myślcie, co robić, by ten trend powstrzymać. Na picie szampana przyjdzie czas później.
Źródło Salon24.pl, blog Krzysztofa Przybyła, prezesa Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego









