Krzysztof Przybył: Bezradność państwa prawa
Dzienniki Ustaw i inne publikatory z roku na rok puchną od coraz to nowych regulacji. Jak więc się dzieje, że w ekstremalnych sytuacjach, kiedy to prawo powinno stanowić ochronę życia, zdrowia i mienia obywateli, okazuje się bezradne?
Nieskuteczne sądowe zakazy
Dwa różne, tragiczne zdarzenia i dwa przykłady tej prawnej bezradności z ostatnich dni. Jeden z Warszawy, drugi z ogarniętego powodzią południa Polski.
Kierowca, który spowodował tragiczny wypadek na stołecznej Trasie Łazienkowskiej wcześniej miał pięć razy orzekany przez sąd zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Podkreślam: pięć razy. Oznacza to, że jeżeli chodzi o łamanie przepisów drogowych, ale i o lekceważenie sądowych orzeczeń, był wielokrotnym recydywistą. Jak więc to możliwe, że nie tylko nie trafił za kraty, lecz nadal popisywał się wariacką jazdą, świadomie narażając życie i zdrowie osób postronnych? Dziennikarze zaczęli drążyć temat i dociekać, jak to możliwe, że sądy były dla tego osobnika tak wyrozumiałe. Być może sędziowie zawiedli, ale przecież nie był to odosobniony wypadek. Często – zbyt często – słyszymy o piratach drogowych, którzy wydawane zakazy kierowania pojazdami mechanicznymi po prostu ignorują.
Mamy z jednej strony efektowny przepis o konfiskacie aut pijanym kierowcom, a z drugiej strony nie ma surowych sankcji za łamanie sądowych zakazów prowadzenia auta przez może trzeźwych, ale również niebezpiecznych kierowców. Państwo i prawo nie mogą tu nic wskórać.
Mandat dla hieny
Drugi przykład – szabrownicy, grasujący na zalanych przez powódź terenach. Wydawałoby się, że niewiele jest tak odrażających moralnie czynów, jak żerowanie na krzywdzie ludzi poszkodowanych przez żywioł. Jednak w tym przypadku prawo nie nadąża za moralnością. Polskie prawo kradzież dokonywaną w tak wyjątkowej sytuacji traktuje po prostu jak każdą inną kradzież. A jeśli skradziony towar ma wartość mniejszą, niż 800 zł, czyn stanowi wykroczenie. Dlatego czytamy pełne bezradności komunikaty policji, że złapani rabusie dostali… 500 zł mandatu i zostali po spisaniu dokumentów puszczeni wolno.
Nie jest to wina policji, nie jest to wina prokuratury, ale tych, którzy ustanowili w Polsce takie prawo. Skoro w przypadku rozboju sama wartość zrabowanej kwoty czy przedmiotu nie ma znaczenia dla prawnej kwalifikacji czynu, to co stoi na przeszkodzie, aby podobnie traktować kradzieże dokonywane przy okazji różnego rodzaju katastrof? Kolejne rządzące ekipy nie dostrzegały w tym problemu, który szczególnie teraz widać z całą jaskrawością. Same zapowiedzi obecnej władzy, że będzie traktować złodziei okradających powodzian z całą surowością, są może nawet i efektowne, ale sądy orzekają (bo muszą) wedle obowiązującego prawa, nie zaś społecznego (w pełni uzasadnionego) poczucia sprawiedliwości.
Maksyma Tacyta ciągle aktualna
Jak to jest, że przez gęsto utkane sieci naszych przepisów swobodnie przepływają pospolici kryminaliści, a z drugiej strony to samo prawo potrafi doprowadzić do ruiny niejednego przedsiębiorcę? Dlaczego w jednych przypadkach nieprecyzyjne, źle skonstruowane regulacje bywają wręcz koszmarem dla uczciwych obywateli, a w innych – rajem dla tych, którzy zasługują na surowe kary? Rzymski historyk Tacyt pisał: „Im gorsza republika, tym liczniejsze jej prawa”. I po dwóch tysiącach lat ta prawda nic nie straciła na aktualności.
Źródło: Salon24.pl blog Krzysztofa Przybyła, prezesa Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego