Nie wolno ośmieszać idei jawności
Krzysztof Przybył
Politycy mają listę ulubionych słów, którym nadają znaczenie wedle aktualnej potrzeby albo wedle widzimisię. Na tej liście jest i pojęcie jawności – fundamentalne dla demokracji i nowoczesnego społeczeństwa. Szkoda, że ta jawność bywa wybiórcza, a stosowana jako polityczna broń przyczynia się do zdezawuowania demokratycznych wartości w oczach obywateli. W dodatku, jak się okazuje, są jawni i jawniejsi.
Kilka tygodni temu analizowałem pomysł nowelizacji ustawy o Narodowym Banku Polskim. Jak to zwykle w Polsce bywa, sklecono ją pospiesznie w odpowiedzi na medialne doniesienia o zarobkach dwóch pań dyrektor z NBP. Ustawa jest jeszcze w procesie legislacyjnym, lecz wszystko wskazuje, że zostanie uchwalona. W rezultacie Polska, jako jedyny unijny kraj poza Rumunią, ujawni personalne zarobki konkretnych dyrektorów newralgicznej instytucji, a dodatkowo wprowadzi własne, innowacyjne rozwiązanie. Chodzi o ujawnienie wstecz, aż do 1995 roku, zarobków wszystkich członków zarządu i dyrektorów banku centralnego. Szukam, szukam, ale nie potrafię znaleźć społecznej korzyści wynikającej z faktu, że każdy obywatel dowie się, że w 1997 roku dyrektor Iksiński zarobił tyle a tyle. Takie ujawnienie z pewnością kosztuje, i to dosłownie, bo trzeba zaangażować w to legion urzędników i informatyków. Nie pierwsza to polityczna hucpa, opłacana z naszych kieszeni.