
Jaki bilans niełatwej prezydencji?
Polska prezydencja w Unii Europejskiej – coś, co powinno łączyć ponad partyjnymi podziałami – oczywiście nie połączyła wojujących polityków. Opozycja zarzuca obozowi rządzącemu, że pół roku tej prezydencji niewiele albo zgoła nic nie przyniosło. Rząd broni się konkretnymi efektami i podkreśla, że nie jest łatwo zabiegać o polskie interesy. Racja – tyle że punkt widzenia zmienia się w przypadku naszych partii w zależności, czy są one u steru rządów, czy w ławach opozycji.
Owszem – są sukcesy
Wśród rezultatów polskiej prezydencji jest wiele takich, o których mniej pisano w mediach, ale które potencjalnie mają duże skutki dla obywateli. I tak udało się przeforsować przyjęcie przez unijne kraje wspólne stanowisko ws. rewizji pakietu farmaceutycznego. Pozwoli to na rozwój innowacji, nowoczesnych leków i zaawansowanych terapii i, co ważne dla naszych portfeli, szybszego wprowadzania na rynek tańszych leków generycznych.
Inna dziedzina? Spójrzmy na rolnictwo. W cieniu sporów o Mercosur i umowę handlową z Ukrainą udało się wypracować około czterystu uproszczeń unijnych regulacji, w tym uproszczenia procedur zmian w planach strategicznych. Będą też wyższe płatności ryczałtowe dla małych gospodarstw.
Rozumiem, że część komentatorów oczekiwałaby spektakularnych zmian i fajerwerków. Ale coś, co dla polityka czy publicysty wyglądać może mało spektakularnie, dla obywatela może akurat mieć ogromne znaczenie.
Trudna batalia o ocalenie polskiego transportu
Z ław opozycyjnych – co tyczy się również zachowania obecnych koalicjantów przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi – ocenia się lekko, łatwo i przyjemnie. Nie bierze zaś często pod uwagę faktu, że przeforsowanie korzystnych dla polski i polskich producentów rozwiązań bywa niezwykle trudne. Tu również dwa przykłady.
Pierwszy – to spór o unijne stawki za transport. Polscy przewoźnicy narzekają na rosnące koszty działalności między innymi ze względu na regulacje stawek na poziomie wspólnotowym. Dodatkowo muszą się borykać z nierówną konkurencją ze strony ukraińskich przewoźników, którzy korzystają z preferencyjnych stawek. Rzecz jasna wielkim krajom, które blokują zmianę tego stanu rzeczy nie chodzi o okazanie dobrego serca Ukrainie, a o pozbycie się konkurencji z krajów naszego regionu, z Polską na czele. Tu od lewa do prawa nasi politycy są, rzecz coraz rzadsza, zjednoczeni. Mimo tego póki co bez efektu.
Holenderski lobbing przeciw polskim plantatorom
Drugi przykład to duże zagrożenie wiszące nad polskimi plantatorami tytoniu. Otóż Holandia intensywnie lobbuje w Komisji Europejskiej za rewizją dyrektywy w sprawie struktury oraz stawek akcyzy stosowanych od wyrobów tytoniowych (tzw. dyrektywa TED). I znowuż, nie chodzi tu o ze wszech miar słuszną walkę z paskudnym nałogiem, ale o zlikwidowanie konkurencji z Polski. Ponieważ ze względu na wysokie ceny papierosów w Holandii i innych państwach zachodnioeuropejskich na tamten rynek trafiają tańsze, polskie wyroby. A polscy plantatorzy tytoniu znakomitą większość swej produkcji przeznaczają na eksport, o czym w ubiegłym roku pisali w swojej analizie eksperci Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. I dziwnym zbiegiem okoliczności komisarzem odpowiedzialnym za podatki jest również… Holender. Pytanie, czy tak jak w przypadku transportu, polscy politycy zajmą jednolite stanowisko niezależnie od partyjnej przynależności i ochronią naszych rolników?
To tylko dwa z bardzo wielu przykładów, które pokazują, jak skomplikowana jest gra na unijnym forum. Dlatego warto byłoby istotne dla naszej gospodarki (nie mówiąc o bezpieczeństwie) projekty wyłączyć z politycznej wojenki. I działać razem – działać, nie tylko recenzować adwersarza.
Źródło Salon24.pl, blog Krzysztofa Przybyła, prezesa Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego