Akcyzowa gra pozorów
Krzysztof Przybył: Poszukiwanie dodatkowych środków na Polski Ład i inne rządowe projekty uświadomiły politykom (i ich wyborcom), że pieniądze z nieba nie spadną. Zostaną wyciśnięte z dodatkowych podatków, nazywanych różnie: opłatami, daninami, składkami. Także z akcyzy. Do boju ruszyły zatem zastępy lobbystów, chcących przy tej okazji rozegrać interesy poszczególnych branż. Paradoksalnie ułatwia to pracę decydentom, którzy przekonują nas, że podatki podnoszone są przede wszystkim nie dla zysku, a dla zdrowia i szczęścia obywateli.
Przy okazji konstruowania przyszłoroczonego budżetu ze wzmożoną siłą wybuchły tlące się od lat branżowe spory. W branży alkoholowej to spór między producentami piwa i producentami mocnych alkoholi, w tytoniowej – między tymi, którzy stawiają na rozwój mniej szkodliwych, nowatorskich wyrobów tytoniowych a tymi, którzy biznes widzą w tradycyjnych papierosach.
I tak, mieliśmy niedawno prezentację raportu eksperckiego na zlecenie przemysłu spirytusowego, którego autorzy przekonywali, że Polaków rozpija piwo. Dlatego też należy znacząco podnieść akcyzę na złocisty trunek. Piwowarzy, na odwrót, przekonują, że w pandemii spadła sprzedaż piwa, wzrosła za to mocnych alkoholi, a podniesienie akcyzy jeszcze bardziej utrwali ten trend. Jeśli komuś podnosić podatki, przekonują, to branży spirytusowej, jako że mamy jeden z najtańszych w Unii alkoholi. Urzędnicy resortu finansów słuchają wymiany argumentów, ale także szykują swoje kalkulacje. Komukolwiek podniosą akcyzę, mają jak na tacy podane zdrowotne i społeczne argumenty. Podwyżka będzie dla dobra i błogostanu Polaków.
W obszarze tytoniowym także toczy się pojedynek na argumenty społeczne i zdrowotne. Producenci skupiający się na tradycyjnych papierosach przekonują, że tzw. nowatorskie wyroby tytoniowe zbyt długo korzystały z preferencyjnych warunków i należy obłożyć je solidną akcyzą. Z kolei producenci tychże pokazują kalkulacje dowodzące, że żadnych preferencji nie ma, a podatki (bo nie tylko akcyza jest podatkiem, który obciąża wyroby tytoniowe) dla wyrobów nowatorskich są niemałe. Zaś każde kolejne obciążenie dla tych mniej szkodliwych produktów (to, że są mniej szkodliwe – co nie znaczy, że nieszkodliwe – przyznają nawet lekarze) oznaczać ma więcej palących zwykłe papierosy. Wskazuje się przy okazji, że Polska ma jeden z największych w UE współczynników palącej młodzieży. Pojawił się także pomysł zrównania cen wszystkich tradycyjnych papierosów, by nie zachęcać do palenia konkurencją cenową. Zrównanie odbyłoby się, a jakże, mechanizmami podatkowymi.
Nie ulega wątpliwości, że takie aspekty, jak zdrowie czy wyrównywanie szans muszą być brane pod uwagę przy kształtowaniu polityki podatkowej. Polityków jednak rzadko kiedy stać na to, by otwarcie powiedzieć: wprowadzamy nowe obciążenia, bo potrzebujemy pieniędzy. Jacek Fedorowicz w jednym ze swoich skeczy dowodził, że na Zachodzie kapitalista produkuje szczoteczki do zębów dla zysku, a w Polsce (wówczas jeszcze Ludowej) szczoteczki produkuje się wyłącznie dla zdrowia i szczęścia ich użytkowników. Mam wrażenie, że również podatki i opłaty wprowadza się oficjalnie w tym celu. Czyżby i biznes pogodził się z takim stawianiem sprawy?
Źródło: Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego, Natemat.pl