Audyt pełen kontrowersji
Krzysztof Przybył
Tydzień temu pisałem, że cuda się zdarzają, a rezygnacja ze złych pomysłów legislacyjnych to dowód rozsądku, a nie słabości rządzących. I oto w ostatnią środę posłowie postanowili odrzucić projekt zmian w prawie farmaceutycznym, o którym miałem okazję pisać na blogu przed paroma tygodniami. Nie będzie zatem zakazu posiadania aptek przez osoby niebędące farmaceutami. Krok w tył potrzebny jest także w przypadku innego budzącego kontrowersje projektu, czyli nowej ustawy o biegłych rewidentach.
Materia to – przynajmniej dla laika – dosyć skomplikowana, więc przybliżmy, o co dokładnie chodzi. Polska już pół roku opóźnia się z wdrożeniem unijnej dyrektywy dotyczącej biegłych rewidentów, która ma zagwarantować większą przejrzystość i konkurencyjność na rynku firm audytowych. Niestety, nader częstą praktyką jest powoływanie się na unijne przepisy przy forsowaniu własnych pomysłów. W projekcie znalazły się zatem zapisy, które – w ocenie części ekspertów, m.in. z Pracodawców RP – są wręcz sprzeczne z duchem wspomnianej dyrektywy.
Założenia projektu ustawy opublikowano jeszcze w sierpniu 2015 r., a w listopadzie roku ubiegłego powstał sam projekt. Był on kompromisem uzgodnionym między Ministerstwem Finansów i środowiskiem audytorów. Kompromis jak to kompromis – nie zadowala nikogo, ale wszystkim pomaga wyjść z twarzą. I nie byłoby o czym pisać, gdyby nie fakt, że swoje zmiany do aktu wprowadził Komitet Stały przy Radzie Ministrów. Skrócono m.in. maksymalny okres współpracy firmy audytorskiej z jednym klientem z 10 do 5 lat, co daje najkrótszy cykl obowiązkowej rotacji w całej UE.
Rotacja to z jednej strony pomysł rozsądny, zmniejsza bowiem możliwość zbudowania niedobrej symbiozy między kontrolującym a kontrolowanym. Symbiozy szkodliwej dla przejrzystości rynku kapitałowego. Z drugiej – od razu pojawia się pytanie, dlaczego w takim razie nie wprowadzić obowiązkowej rotacji np. dla kancelarii prawnych?