Bezpłatne leki inwestycją w polski rynek?
Krzysztof Przybył
Miałem już okazję pisać na temat opinii skrajnie potępiających wszelkie programy socjalne jako bezprawne „rozdawnictwo”. Jak wszelkie uproszczenia, przekłamują one rzeczywistość i pokazują tylko jedną stronę medalu, i to w nie do końca uczciwy sposób. Mądrze realizowane programy mogą być bowiem siłą napędową dla gospodarki. Dotyczy to na przykład programu bezpłatnych leków dla pacjentów powyżej 75. roku życia.
Tak samo, jak w przypadku „Rodziny 500 plus”, pojawiły się pytania: czy nas na to stać i czy jest to sprawiedliwe? Wszyscy płacimy podatki, a oto z naszych podatków określona grupa społeczna ma opłacane przywileje. Idąc tym tokiem rozumowania, trzeba by było zanegować system powszechnej opieki zdrowotnej. Bo wszak wszyscy – no, prawie wszyscy – płacimy składki, ale nie wszyscy korzystamy ze szpitali. I dlaczego ktoś, kto przewlekle choruje ma być finansowany z pieniędzy zdrowych obywateli? Przyznają Państwo, że jest to pozbawione logiki. Ano właśnie.
Mówienie o bezpłatnych lekach dla seniorów jest pewnym uproszczeniem. Nie dotyczy to mianowicie wszystkich środków, ale określonej ich grupy, wskazanej przez Ministerstwo Zdrowia. Jak sądzę, już sam kształt tej listy wywoła wiele emocji i kontrowersji. I to przede wszystkim wśród producentów farmaceutycznych.
Jeżeli program bezpłatnych leków ma mieć nie tylko wymiar socjalny, lecz i gospodarczy, trzeba tę listę ułożyć w sposób mądry. A mianowicie umieścić na niej w pierwszej kolejności medykamenty produkowane w Polsce przez polskie firmy farmaceutyczne, z polskim rodowodem i kapitałem, lecz również przez te światowe koncerny, które mają tu swoje zakłady. W ostatecznym rozrachunku chodzi bowiem o to, by pieniądze przeznaczone z naszych podatków poszły na kilka zbożnych celów. Na ratowanie życia i zdrowia seniorów – to oczywiste, ale również na rozwój polskiego przemysłu farmaceutycznego i rozwój polskich regionów. Im więcej zamówień dla rodzimych zakładów, tym więcej miejsc pracy, a tym samym więcej pieniędzy w kieszeniach mieszkańców polskich regionów. Należy przy tym dbać o to, by przy układaniu listy uwzględnić w odpowiednim stopniu zarówno mniejsze, polskie firmy, jak i większe koncerny produkujące w Polsce. Na pewno bez specjalnego uprzywilejowania tych drugich. Nie sądzę, by było to proste zadanie, ale od czegóż są urzędnicy?