Deklaracja współpracy
Krzysztof Przybył
Radio ZET doniosło, że na koncie Polskiej Fundacji Narodowej, powołanej w ubiegłym roku, jest już 100 mln zł. Przypomnę, że PFN jest podmiotem, który ma czuwać nad promocją Polski za granicą. Dziennikarze zauważyli, że mimo tej pokaźnej kwoty Fundacja do tej pory nie ma założonej własnej strony internetowej, nawet numeru telefonu, a jej siedziba stoi pusta. Zarząd w specjalnym oświadczeniu zaznaczył, że cały czas trwają prace organizacyjne, które „przebiegają w sposób niezakłócony”. Skoro prace trwają (ciekawe swoją drogą, kiedy się zakończą?), to z pewnością warto pomóc władzom Fundacji i podpowiedzieć, na jakie aktywności te sto milionów można by wydać.
Na pewno trzeba skończyć z niedobrym modelem, wedle którego pomysły na promocję Polski w innych krajach powstają nad Wisłą, a jeśli w ogóle są realizowane, to w oparciu o nasze przedstawicielstwa za granicą. Przypomina to zwyczaj krajów demokracji ludowej, gdzie ministrami do spraw młodzieży zostawali zasłużeni aparatczycy w wieku emerytalnym. Koordynacja, owszem, powinna odbywać się z Warszawy, ale czy nie lepiej, by nad szczegółami pochylili się ludzie żyjący w społeczeństwach, do których promocja ma być skierowana? Wbrew powszechnemu przekonaniu, by skutecznie promować Polskę za granicą nie trzeba być mistrzem wiedzy o Polsce, ale trzeba perfekcyjnie znać i czuć miejscowe realia. A mam wrażenie, że dotąd postępowano zupełnie odwrotnie.
Te miliony należałoby także zainwestować w stałą współpracę z wybranymi europejskimi think-tankami. Będzie to zakotwiczenie idei Polski i polskości w środowiskach opiniotwórczych i kreatywnych zarazem. Takie działania są w ogóle ogromnym polskim deficytem. Polska, walcząc w Brukseli o nasze gazowe interesy, opiera się na dobrej woli europosłów i zdolnościach polskich urzędników. Taki Gazprom – owszem, stać go, a nas nie za bardzo – wydaje setki milionów euro rocznie na współpracę z liczącymi się ośrodkami. Zacznijmy działać podobnie na skromniejszą skalę, mierzoną naszymi możliwościami. I promocja Polski – temat przyjemny i neutralny – jest dobrą ku temu okazją.
Wizerunek Polski to nie tylko Kraków, Kopernik i Chopin. To, niestety, także echa wielkiej polityki. Opinię cudzoziemców o Polsce kształtuje przekaz medialny, który nader często bywa stronniczy. Rutynowe reakcje ambasad na takie publikacje są przysłowiowym pisaniem na Berdyczów. Tu trzeba działać z wyczuciem, z pomysłem i ze sprytem.