Dokąd zmierzamy?
Krzysztof Przybył
Podczas kongresu w Rzeszowie wicepremier Morawiecki przedstawił założenia „Konstytucji dla biznesu”, czyli pakietu ustaw, które mają odciążyć przedsiębiorców. Bardzo dobrze, że politycy w końcu okrągłe słowa o sprzyjaniu przedsiębiorcom przekuwają na konkrety. Gorzej, że niemal jednocześnie z probiznesowym manifestem Mateusza Morawieckiego ze strony decydentów wysyłane są zgoła inne sygnały. W którym zatem kierunku podążamy? Otwarcia na potrzeby biznesu czy brania przedsiębiorców pod lupę?
„Konstytucja dla biznesu” ma odformalizować prowadzenie działalności gospodarczej i wymusić na urzędnikach stosowanie interpretacji prawa korzystnych dla przedsiębiorców. Trzeba być optymistą i wierzyć, że owe probiznesowe regulacje nie podzielą losu Prawa zamówień publicznych. To ostatnie jest bowiem co chwila nowelizowane, między innymi z myślą o wykorzenieniu szkodliwej praktyki stosowania kryterium „100 procent ceny” przy zamówieniach, gdzie niezmiernie ważne są także inne kryteria. Jak widzimy, zamawiający mimo prawnych zachęt z wielkimi oporami rezygnują z wygodnego dla nich kryterium cenowego. Bo po co później być oskarżanym o Bóg wie jakie praktyki, gdy wybrało się ofertę droższą, choć solidniejszą. Miejmy zatem nadzieję, że przyjazne przedsiębiorcom interpretacje nie pozostaną tylko w Dzienniku Ustaw, ale będą również szeroko praktykowane przez urzędników.
Dwa dni przed prezentacją „Konstytucji dla biznesu” prezes PiS postawił tezę, że PKB niższe od oczekiwań jest w pewnym stopniu efektem zachowań niechętnych rządowi przedsiębiorców. Mówiąc krótko – biznes na złość nielubianej władzy odmraża sobie uszy. Te słowa wywołały wśród przedsiębiorców sporą konsternację. Chcą być oni bowiem partnerem dla rządzących (niezależnie, z jakiej opcji), a nie chłopcem do bicia.
Istotnie, mniejsze nakłady inwestycyjne mają wpływ na poziom przyrostu PKB. Tutaj politycy się nie mylą. Źródeł tej wstrzemięźliwości trzeba jednak szukać gdzie indziej, a na pewno nie w politycznych poglądach przedsiębiorców. To prawda, rynek negatywnie odbiera brak konkretyzacji wielu rządowych zapowiedzi. Rewolucja podatkowa? Wiemy, że ma być, lecz jej szczegóły pozostają póki co w głowach polityków. Ponoć mają być podniesione podatki. Nie wiadomo, jakie, jak bardzo i komu. Wszystkie te znaki zapytania wprowadzają na rynku niepotrzebną nerwowość.