Kierunek: Unia Europejska
Krzysztof Przybył: Według danych GUS wartość polskiego eksportu, liczona w euro, w pierwszej połowie 2021 roku wzrosła niemal o jedną czwartą w porównaniu z pierwszymi sześcioma miesiącami roku poprzedniego. O 100 mln euro – do 3,8 mld – wzrósł dodatni bilans naszej wymiany handlowej. Kierunki eksportu pokazują, jak kształtują się nasze naturalne związki gospodarcze, o czym warto pamiętać w debacie nad miejscem Polski w Europie.
Numerem jeden na liście państw importujących polską produkcję pozostają niezmiennie Niemcy, z którymi w ostatnich latach – nad czym należy ubolewać – coraz więcej kwestii nas dzieli. Zachodni sąsiad jest odbiorcą prawie 30 proc. naszego eksportu, a udział ten wolno, lecz sukcesywnie rośnie. Druga na liście jest Francja ze wskaźnikiem 6 proc. W stosunku do ubiegłego roku przeskoczyła Czechy (5,9 proc.). Czwarta jest Wielka Brytania: tu udział w eksporcie spadł z 5,7 do 5 proc., na czym bez wątpienia zaważył brexit. Stany Zjednoczone (2,6 proc.) znajdują się daleko na liście importerów polskich wyrobów.
W dzisiejszym świecie nie da się oddzielić relacji gospodarczych od politycznych. Kształtując jedne, powinno się analizować, jak mogą wpłynąć na drugie. O ile politycy bywają na tyle przebiegli, że swoje projekcje są w stanie ubrać w atrakcyjne hasła i obietnice, to gospodarcze dane są faktami, z którymi nie sposób polemizować.
Co nam mówią dane eksportowe? Wartość polskiego eksportu wzrasta, a pandemiczny rok nie zaszkodził jego wzrostowi – to wiadomość świetna. Ale dane te wskazują, gdzie znajdują się nasi naturalni, najbliżsi partnerzy. Nie na innych kontynentach, ale tuż za miedzą. Nieprzypadkowo na podium znalazły się Niemcy i Czechy. Te pierwsze jako największy partner gospodarczy Polski.
Oczywiście, rządy mogą wzajemne relacje budować w oparciu o „szorstką przyjaźń”, a przedsiębiorcy budować swoje relacje z dala od polityki. Jednak na te relacje wpływa w naturalny sposób klimat zaufania między krajami. Im większe zaufanie, im cieplejsze relacje, tym większe ułatwienia dla inwestycji, korzystne rozwiązania prawne, słowem – wyjście poza minimum, które gwarantują unijne regulacje.
Niemcy są – podobnie, jak Francja – krajem, który do perfekcji doprowadził lawirowanie między traktatową swobodą działalności gospodarczej europejskich przedsiębiorców a protekcjonizmem. Nieprzypadkowo w Niemczech wszystkie próby wejścia zagranicznych koncernów medialnych na rynek skończyły się fiaskiem, a Francuzi, mimo protestów, przeforsowali np. regulacje korzystne dla własnych firm transportowych. Żeby w tym protekcjonizmie zrobić wyłom z myślą o polskich firmach, potrzeba działań politycznych. Gospodarcza dyplomacja nie była i nie jest silną stroną Trzeciej Rzeczypospolitej. A niechętny polskim władzom klimat w Brukseli i części unijnych stolic dodatkowo to zadanie utrudnia.
Jeśli chcemy zwiększać dodatni bilans polskiej wymiany handlowej, musimy zadbać o co najmniej poprawne stosunki z państwami, których rynki są najbardziej dla nas perspektywiczne. Należy zawsze dokonywać bilansu gospodarczych zysków i strat przy planowaniu politycznych działań. Rządy i parlamenty mogą się zmieniać, ale fundamenty gospodarcze – i gospodarcze relacje – powinny być o wiele trwalsze.
Źródło: Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego "Teraz Polska", Natemat.pl