Królestwo urzędników
Polska Ludowa była określona krajem „prawa powielaczowego”. Niezależnie od obowiązujących ustaw, wiele działań – także tych bezpośrednio odczuwalnych przez obywateli – odbywało się na podstawie arbitralnych decyzji, ubranych w quasi-prawne formy. Tysiące różnego rodzaju zarządzeń, okólników, wydawanych na zasadzie widzimisię decydentów, skutecznie psuło prawo. Powrót do takiego stanu nam nie grozi, ale muszą niepokoić tendencje do zwiększania arbitralnej władzy urzędników. Dwie ważne regulacje, jedna znajdująca się w fazie projektu, druga w fazie uchwalania przez parlament, są tego przykładem.
Zacznijmy od ustawy, którą właśnie przyjął Sejm, a nad którą w kwietniu pochylą się senatorzy. To akt, który nosi nazwę zupełnie do niego nieprzystającą – ustawa krajobrazowa. Prace nad nią są ciekawym przykładem działania polityczno-legislacyjnej machiny, która z najciekawszych nawet rozwiązań potrafi uczynić potworka.
Projekt, zainicjowany przez prezydenta, miał kompleksowo regulować kwestie związane z polityką przestrzenną i krajobrazową, od budowy elektrowni wiatrowych począwszy, a na kwestii reklam zewnętrznych skończywszy. Różne siły lobbingowe w swojej argumentacji okazały się skuteczne, niemal wszystkie kwestie z ustawy wypadły – pod pretekstem, że godne są oddzielnej regulacji – i finalnie ustawa krajobrazowa zmieniła się w ustawę regulującą umieszczanie billboardów i reklam w pasie drogowym. To kwestia, która oczywiście wymaga uporządkowania.