Kryzysowe dylematy: ile państwa na rynku?
Krzysztof Przybył: Inflacja – najwyższa od dwóch dekad. Podobnie rentowność polskich obligacji. Wskaźniki optymizmu konsumenckiego – w dół. Perspektywy dla przemysłu, prognozy inwestycyjne w różnych branżach – również. Z drugiej strony rząd zapowiada wzmocnienie strategii, która polega na tworzeniu wielkich holdingów w różnych branżach. Faktem jest, że w czasie koronawirusa mocna pozycja państwowych gigantów przyczyniła się do tego, że polska gospodarka przeszła przez kryzys bez dużego uszczerbku. Jednak czy stawianie na „czebole” nie zaszkodzi finalnie rynkowi? Tu eksperci mają poważne obawy.
Kilka tygodni temu ogłoszono, że powstanie Krajowa Grupa Spożywcza, a w ubiegłym tygodniu, podczas Kongresu590, wicepremier Jacek Sasin oznajmił, że trwają prace nad stworzeniem dużego holdingu przemysłowego. Konsolidacja, wzmacnianie, synergia – hasła, które brzmią atrakcyjnie, ale czy rozważono również skutki uboczne?
Tak, jak nie ma leku na wszystko, tak nie ma uniwersalnej recepty dla każdego z sektorów rynku. To, co sprawdza się w jednej branży, niekoniecznie musi sprawdzić się w innej. I tak z jednej strony mamy powstający koncern multienergetyczny, tworzony na bazie grup Orlen, Lotos i PGNiG. W Polsce od zawsze sektor petrochemiczny i energetyczny był pod kontrolą państwa, a w obliczu światowych trendów, w tym właśnie konsolidacji koncernów energetyczno-paliwowych, taki krok nie jest niczym osobliwym. Jeśli chcemy szybko budować zieloną energię polskimi rękami, powinny to robić odpowiednio silne firmy. Z drugiej strony w wielu sektorach z powodzeniem działają podmioty prywatne, czy też, ściślej mówiąc, niekontrolowane przez Skarb Państwa. Czy konsolidacja państwowych gigantów nie zagraża zachwianiem proporcji, to jest zwiększeniem pozycji spółek Skarbu Państwa kosztem innych firm?
Niejednokrotnie podkreślałem, że narzekający na zbyt silną pozycję państwowych podmiotów na naszym rynku powinni patrzeć na realia, w jakich rodziła się i umacniała polska gospodarka rynkowa. Powstawała na gruzach, po pół wieku przerwy. Dodatkowo eksperymenty z prywatyzacją w zbyt licznych przypadkach kończyły się klęską bądź nawet skandalami. Nie mieliśmy jeszcze rodzimych miliarderów, którzy mogliby zainwestować w państwowe firmy, więc jedyną opcją było szerokie otwarcie drzwi dla zagranicznych inwestorów. Dylemat: czy oddać „rodowe srebra” w ręce zagranicznego kapitału, czy jednak zostawić je w państwowych rękach, został finalnie rozstrzygnięty na korzyść tej drugiej opcji.
Nie wydaje mi się, by powoływanie się na covidowy kryzys jako uzasadnienie dla mnożenia państwowych holdingów było słuszne. Przede wszystkim obecny kryzys (a, niestety, znajdujemy się u jego początku, a apogeum jeszcze przed nami) ma inne przyczyny i inne skutki. Oczywiście, i w jednym, i w drugim przypadku doszło do zakłócenia światowych łańcuchów dostaw. Ale dzisiaj do tego dochodzi geopolityka, totalna nieprzewidywalność co do wojny na Ukrainie oraz zmiana trendów w wielu sektorach rynku.
Prawdą jest, że państwo zawsze może dosypać pieniędzy (z naszych podatków) do swoich spółek i pomóc im przetrwać trudny czas. Brawo, tylko spółki te nie funkcjonują w próżni. To wzmacnianie narodowych czempionów będzie się odbywać kosztem firm prywatnych, które nie będą mogły liczyć na takie preferencje. To również będzie niepokojący sygnał dla zagranicznych inwestorów.
Warto też zastanowić się nad, nazwijmy to, psychologicznym aspektem całej tej sytuacji dla decydentów – obecnych i przyszłych. Zachwyt nad mocnymi państwowymi liderami powoduje, że widoczny jest trend, by siłę polskiej gospodarki mierzyć siłą państwowych grup. Wszak to one dominują na liście największych podatników, są odporne na kryzysy, mają wielkie zyski i wielki potencjał. Rozmawiajmy więc z największymi – czyli sami ze sobą. Dialog z resztą może poczekać. Oni tylko mnożą roszczenia, wiecznie są niezadowoleni, chcieliby zarabiać jak najwięcej i mniej płacić podatków…
Historia mocno przyspieszyła, a gospodarka musi dotrzymywać jej tempa. Pomijając kwestie zasad wolnego rynku, który, aby był wolny, nie może być zdominowany przez jednego właściciela: to, co rok temu okazało się świetnym lekarstwem na kryzys, za rok może okazać się przeciw skuteczne. Czy entuzjaści powoływania państwowych „czeboli” mają na uwadze zmieniające się trendy? Bo na korektę polityki gospodarczej w nieodległej przyszłości może być już za późno.
Źródło: Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”, Natemat.pl