Krzysztof Przybył: Nowe otwarcie – a kiedy konkrety?
Na początku roku, po spotkaniu polskiego premiera z prezydentem Francji, ogłoszono nowe otwarcie w relacjach polsko-francuskich. Teraz, wraz z wizytą w Warszawie kanclerza Niemiec, podobne deklaracje padły co do wspólnych projektów polsko-niemieckich. Po pół roku od paryskich rozmów konkretów brak. Czy i tym razem będzie podobnie? Na te konkrety czekają nie tylko politycy, ale również (a może przede wszystkim) polski biznes.
Dwie skrajne postawy, ale jeden tok myślenia
Najgorsze, co może robić Polska, to obrażać się na Unię Europejską, którą wszak współtworzy. A z taką sytuacją mieliśmy, niestety, do czynienia w ostatnich latach. Możemy procesy zachodzące w Unii krytykować, mamy wręcz obowiązek wysuwać własne projekty, ale nigdy, przenigdy nie powinniśmy zachowywać się, jakbyśmy nie byli tam współgospodarzami. Widać pewną zbieżność między dwiema skrajnymi postawami: ci, którzy uważają, że Polska powinna potulnie słuchać największych graczy i ci, którzy uważają UE nieledwie za okupanta, i że nie powinniśmy starać się wpływać na nurt zmian.
Francja – kiedy poznamy wspólne projekty?
Dwa państwa, które niezmiennie – po wyjściu z UE Wielkiej Brytanii – mają najwięcej do powiedzenia w Unii, to Francja i Niemcy. Z racji wielkości, możliwości politycznych i potencjału gospodarczego, czy się komuś to podoba, czy nie, pozostaną w najbliższej przyszłości głównymi graczami. Budowanie partnerstwa z tymi państwami jest więc dla Polski strategiczne.
Jeśli chodzi o pierwszą fazę budowania partnerstwa, czyli fazę gestów, ciepłych i słów i ogólnych deklaracji, to mamy ją już za sobą. Teraz należałoby oczekiwać konkretów. W przypadku Francji warto pamiętać, że państwowy koncern EDF ubiega się o budowę w Polsce elektrowni jądrowej w ramach programu rządowego. Teraz, gdy PGE wycofała się z projektu atomowego, który miał być realizowany wspólnie z ZE PAK i koreańskim koncernem KHNP, szanse na to wzrastają. Niemniej żadne, nawet wstępne deklaracje tu nie padły. Inny obszar, w którym obie strony mogłyby osiągnąć korzyści, to przemysł zbrojeniowy i stoczniowy. Tu również czekamy od wielu miesięcy, aż coś się zadzieje.
Niemcy – są deklaracje, czas na szczegóły
Media i politycy skupili się przy okazji zeszłotygodniowej wizyty Olafa Scholza na kwestii deklaracji o zadośćuczynieniu dla ofiar II wojny światowej. I kontrowersje wokół tej kwestii przyćmiły inne ustalenia – owszem, na razie czysto deklaratywne, ale pokazujące jednak kierunek, w którym może pójść współpraca. W ustaleniach znalazła się na przykład współpraca w dziedzinie infrastruktury naftowej i stabilności dostaw paliw z Niemiec do Polski oraz zapewnianiu dostaw ropy naftowej do rafinerii PCK Schwedt. Przypomnijmy – kilka lat temu Rosjanie zmierzali do przejęcia kontroli nad tym zakładem, a po agresji Rosji na Ukrainę kupno udziałów w Schwedt rozważał nasz polski Orlen. Wspomniane dostawy realizować mają polskie spółki PERN i Naftoport – a to dla Naftoportu oznacza, że będzie miał szanse na zwiększenie wolumenu sprowadzanego paliwa.
Niemcy zapowiedziały także przeznaczenie kilkuset mln euro m.in. na zwiększenie bezpieczeństwa w regionie i współpracy militarnej. I tu pytanie: czy skorzysta na tym tylko niemiecki przemysł zbrojeniowy, czy także skorzystają polskie zakłady? Rzecz jasna, że rząd powinien dążyć do tego, by nie były to tylko niemieckie inwestycje w bezpieczeństwo sąsiadów Niemiec, ale by powstał wspólny projekt – także na poziomie biznesowym.
Po pierwsze decyzyjność
Są realne szanse, by nowe otwarcie w relacjach z Francją i Niemcami przekuć na konkretne projekty także w obszarze gospodarki. Tylko potrzeba tu decyzji. Szybkich decyzji. Nie śmiem marzyć o wsparciu opozycji dla takich projektów, ale trzymam kciuki, by przynajmniej w łonie samego koalicyjnego (a więc siłą rzeczy reprezentującego ugrupowania o różnych wizjach) rządu udało się takie decyzje podjąć bez zbędnej zwłoki. I oby decydenci pamiętali przy tej okazji: korzyści dla bezpieczeństwa i korzyści polityczne nie wykluczają korzyści dla polskiej gospodarki. Wręcz przeciwnie, ściśle się z nimi wiążą.
Źródło Salon24.pl Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego