Nie jesteśmy drugą Szwajcarią
Krzysztof Przybył
Chociaż w ostatnich tygodniach hasło „prawa kobiet” jest odmieniane przez wszystkie przypadki, to jednak okazuje się, że w zakresie praktyki równościowej możemy zawstydzić nie tylko państwa tzw. starej Unii. A praktyka ma tę przewagę nad polityką, że jest łatwo sprawdzalna i mierzalna.
Już kiedyś pisałem, że Polska ma wyższy odsetek kobiet w zarządach giełdowych spółek, niż stawiana często za wzór równości Francja. I to moim zdaniem był doskonały argument przeciwko pomysłowi ustawowego wprowadzania parytetów. Państwo i tak – taka jego, niestety natura – stara się na wszelkie sposoby wcisnąć prywatnemu przedsiębiorcy do prowadzenia biznesu. Może więc zostawmy właścicielom firm prawo wyboru menedżerów dowolnej płci, a skupmy się na pokazywaniu tego, czym słusznie możemy się poszczycić.
Media obiegła wiadomość, że przeciętna Szwajcarka zarabia o ponad 20 procent mniej od przeciętnego Szwajcara. Okazuje się, że w kraju uchodzącym za europejskie Eldorado różnice wynagrodzeń między kobietami a mężczyznami są po prostu drastyczne. Ale spójrzmy za naszą zachodnią granicę. W Niemczech taka różnica przekracza 10 procent. W Polsce zaś wynosi około 6,4 procent.
I proszę – cóż za cud! Nie mamy w Polsce parytetowych ustaw, nie mamy sterowanych odgórnie wielkich i kosztownych kampanii, a jednak sami potrafimy zadbać o faktyczną równość w sferze przedsiębiorczości. Kolejny raz okazuje się, że biznes, jeśli mu nie przeszkadzać, kieruje się po prostu zdrowym rozsądkiem. A tenże zdrowy rozsądek podpowiada, że płeć nie ma nic do rzeczy, gdy chodzi o jakość zarządzania. I że dobry fachowiec – obojętnie, czy jest nim mężczyzna, czy kobieta – musi otrzymywać godziwe wynagrodzenie. Inaczej znajdzie pracę tam, gdzie będzie miał lepsze warunki.