Nie można spać spokojnie
Krzysztof Przybył
Można z dystansem podchodzić do ocen agencji ratingowych, szczególnie, jeśli te nie kryją, że na te oceny ma wpływ bieżąca polityka. Można z dystansem słuchać katastroficznych prognoz ortodoksyjnych liberałów i przeciwników rozbudowanej polityki socjalnej. Nie można jednak przymykać oczu na twarde dane dotyczące gospodarki. Tym bardziej, gdy – jak w przypadku Polski – dane te budzą niepokój. Nie ma jeszcze powodów do paniki i do czarnowidztwa, jednak lekceważenie negatywnych sygnałów byłoby po prostu dużą nieodpowiedzialnością.
Ostatnie tygodnie przyniosły informacje, które muszą budzić troskę zarówno u inwestorów jak i przedsiębiorców.
Główny Urząd Statystyczny podał dane odnośnie PKB za drugi kwartał bieżącego roku. Nie jest źle, ale… dobrze też nie jest. Jeżeli rząd spodziewał się cudów związanych z „efektem 500 plus”, to srodze się rozczarował. Chociaż analitycy spodziewali się lekkiego wzrostu inwestycji, to odnotowano ich spadek – i to o 4,9% w relacji rok do roku. To kolejny kwartał z rzędu, w którym odnotowano spadek inwestycji. Teraz jest on jednak znacznie większy. Mniejszy od spodziewanego był też wzrost konsumpcji – jedynie o ponad 3%. Co prawda wzrost PKB wyniósł 3,1%, czyli mniej więcej w granicach oczekiwań, lecz w kontekście przytoczonych wyżej szczegółów nie jest to powód do euforii.
Narodowy Bank Polski skorygował z kolei prognozy odnośnie wzrostu gospodarczego. Jeszcze niedawno eksperci banku mówili o 3,8%, teraz już szacuje się go na 3,2%. Ten sam bank podał, że topnieją oszczędności Polaków. Wydajemy, ale nie chcemy bądź nie możemy sobie pozwolić na zabezpieczenie finansowe.
W ostatnich dniach ekonomiści zwrócili zaś uwagę, że deficyt w przyszłorocznym budżecie może w rzeczywistości wynieść 71 mld zł, a to grozi z kolei wszczęciem przez Brukselę procedury nadmiernego deficytu wobec Polski.
Jak wspomniałem, powodów do paniki nie ma, chociaż trzeba być czujnym. Ale też bardzo możliwe, że negatywne trendy pogłębią się w kolejnym kwartale. Wówczas nie tylko rząd, ale również polscy przedsiębiorcy będą mieli spory kłopot.
Niepokojące dane powinny być dla władzy impulsem, by w szybszym tempie spełniać wyborcze obietnice. Konkretnie te, które odnoszą się do poluzowania gorsetu krępującego wzrost polskiej przedsiębiorczości. Mniej biurokracji, stosowanie w praktyce przez organy podatkowe zasady in dubio pro tributario (a z doniesień medialnych wynika, że jest to nadal fikcja) i podatkowe udogodnienia dla małych firm. Nadzieje biznesu zostały rozbudzone, a wiemy doskonale, że takie nadzieje przekładają się na gospodarcze wskaźniki. Także te zawiedzione.