Nie zniszczmy zaufania do przedsiębiorców
Krzysztof Przybył
Jak powszechnie wiadomo, o wiele łatwiej się niszczy, niż buduje. A w sprawach wrażliwych, dotyczących zaufania społecznego, jest to reguła, od której nie ma wyjątku. Doświadczyły tego na własnej skórze różne grupy społeczne, polityków nie wyłączając. Jest całkiem realna obawa, że w ferworze reformowania państwa – które często dokonuje się w trybie rewolucyjnym – w oczach przeciętnego Polaka stracą kolejne środowiska. Środowiska ważne dla funkcjonowania budującego swoją zamożność społeczeństwa.
Zacznijmy od polityków. Tak ze dwie dekady temu polityk, poseł czy minister to była ważna persona – zwłaszcza w swoim regionie. Słusznie czy niesłusznie, uważany za wszechmocnego. Bycie politykiem, posłem bądź ministrem w szykownym garniturze, ze skórzaną teczką, przemieszczającym się elegancką limuzyną było przedmiotem marzeń. No i te wpływy… Dzisiaj poseł i działacz partii politycznej to funkcje, które w wielu badaniach zamykają ranking prestiżowych zawodów. Wg tegorocznego sondażu Kantar Public dla „Polityki” tylko 24% badanych ocenia dobrze naszą polityczną elitę. Media polują zaś na smaczne kąski w postaci wpadek i skandali z udziałem reprezentantów narodu.
Trudno mieć o to pretensje do mediów i do obywateli, zwłaszcza, jeśli uświadomić sobie, jak wiele politycy zrobili, by ich prestiż tak drastycznie spadł. Ale coraz gorzej postrzegani są przedstawiciele innych, istotnych społecznie zawodów. Częściowo z własnej winy, częściowo z powodu politycznych gier. Spadają notowania sędziów – i tu, bądźmy szczerzy, nie można wszystkiego zwalić na polityków, bo to nie politycy sprawili, że ocena funkcjonowania naszych sądów w oczach Polaków jest krytyczna. Mało kto widziałby swoje dziecko jako dziennikarza, bo i ten trudny zawód kokosów nie przynosi, i wiele mediów włączyło się w polsko-polską polityczną wojenkę. Znamienne, że największą popularnością cieszą się zawody, związane z bezpośrednią, można rzec – namacalną służbą społeczeństwu. Jak strażak, policjant, żołnierz. Jeszcze bardziej znamienne, że tylko 18% z nas (wedle cytowanego sondażu Kantar Public) chciałoby, by ich dziecko należało do elity. Elita stała się synonimem cwaniactwa, próżności, kolosalnej pogardy dla milionów obywateli.
Jedną z nielicznych grup, które w nie takiej już krótkiej historii III RP poprawiły swój wizerunek, są przedsiębiorcy. Przedsiębiorca przestał być synonimem oszusta, wyzyskiwacza, człowieka, który próżnuje, a miliony zarobił dzięki układom. Ponad 60% Polaków zdaje sobie sprawę z roli przedsiębiorców przy tworzeniu dobrobytu. A jeszcze w 2005 r. 83% ankietowanych sądziło, że niskie zarobki w Polsce biorą się z zaniżania pensji przez chciwych i nieuczciwych przedsiębiorców, zaś niemal 92% sądziło, że skutkiem przedsiębiorczości jest większy wyzysk i eksploatowanie pracowników. Zaś już w 2013 r. w grupie ludzi młodych, 78% stwierdziło, że przedsiębiorcy są pożyteczni dla społeczeństwa. Kolosalna zmiana. Dokonana dzięki samym przedsiębiorcom, bo na wsparcie polityków liczyć tu nie mogli.
To jasne, że żaden sektor nie jest wolny od patologii. Biznes także. Bez dwóch zdań – patologie należy tępić, a winnych rozliczać. Trzeba jednak uważać, by nie wylać dziecka z kąpielą i nie zniszczyć przy okazji społecznego zaufania. Już niestety potomkom właścicieli, którym komunistyczne państwo zabrało nieruchomości, przypięto łatkę złodziei i krwiopijców. Fakt, że z powodu udokumentowanych przypadków obrzydliwych nadużyć. Ale te nadużycia jednak dotyczą tylko bardzo małego ułamka spraw reprywatyzacyjnych.