Patriotyzm ekonomiczny – i słowa, i czyny
Krzysztof Przybył
Ktoś mądry powiedział, że z patriotyzmem jest tak, jak z pieniędzmi – trzeba skupić się na robieniu, a nie na mówieniu. Cóż dopiero rzec o patriotyzmie ekonomicznym, gdzie splatają się zarówno wartości, jak i pieniądze? Bez mówienia – i pisania – trudno jednak stworzyć grunt do praktycznego działania. Już sama definicja ekonomicznego bądź zakupowego patriotyzmu nie jest taka oczywista, jak mogłoby się wydawać.
Ta nieoczywistość z pewnością zniknęłaby, gdyby nie wciąż pokutujące (niestety także wśród części ekspertów i publicystów) stereotypy. Charakterystyczne jest, że tzw. statystyczny Polak o wiele lepiej rozumie niuanse związane z patriotyzmem ekonomicznym niż niejeden analityk. Dowodzą tego sondaże, zgodnie z którymi z roku na rok coraz więcej naszych rodaków, nie tylko doceniając korzyści, jakie daje wspieranie polskich producentów poprzez decyzje zakupowe, świadomie wybiera polskie produkty i jest z tego dumnych.
Weźmy pierwszy z brzegu stereotyp: kapitał nie ma narodowości. Wszak w zglobalizowanym świecie wielkie korporacje działają na wszystkich kontynentach, mają udziałowców z różnych krajów, zasilają podatkami budżet niejednego państwa. Dzielenie więc inwestorów na polskich i obcych jest coraz mniej sensowne. Skwituję to krótko: utopia. Nawet jeżeli dana firma staje się światową potęgą, to i tak jej rozwój najbardziej służy gospodarce macierzystego kraju – tam, gdzie powstała, ma siedzibę, niezależnie od struktury właścicielskiej. Globalizacja temu nie przeszkadza. Czy Coca-cola jako marka globalna nie jest jednocześnie marką amerykańską? A Airbus, w którym udziały mają i Niemcy, i Francuzi, firmą francuską?
Mamy niekiedy do czynienia z opiniami budzącymi uśmiech, żeby nie rzec – prymitywnymi. Skoro mam być patriotą ekonomicznym, to zamiast szampana mogę sobie pozwolić co najwyżej na cydr z polskich jabłek? I kupować wyłącznie auta montowane w polskich zakładach? Równie słusznie można by pytać, czy mają sens akcje promujące czytanie, bo jeśli miałbym znaleźć więcej czasu na lekturę, to musiałbym zrezygnować z pracy. Nie ma sensu dłużej dywagować nad podobnymi absurdami, więc podkreślę tylko krótko: patriotyzm zakupowy (konsumencki) nie polega na tym, by z czegoś rezygnować, a jedynie na tym, by z dwojga równie dobrych produktów wybierać krajowy. Koniec, kropka.