Polska armia z polskim przemysłem
Krzysztof Przybył
Nie wiemy jeszcze, jakimi śmigłowcami wielozadaniowymi będzie latać nasza armia, ale wiemy już, że nie będą to francuskie Caracale. Ministerstwo Rozwoju oficjalnie poinformowało o zerwaniu rozmów z francusko-niemieckim koncernem Airbus. Powód? Zbyt rozczarowujące propozycje offsetowe dla Polski. Dla naszej armii złą wiadomością jest fakt, że procedura zakupu nowoczesnego sprzętu zacznie się od nowa. Dla polskiego przemysłu pozytywna wiadomość to taka, że rząd całkiem serio traktuje deklaracje, iż Polska nie może być tylko montownią dla zagranicznych koncernów. I że trzeba o to walczyć.
Wiele razy pisałem o tym, że nie ma sprzeczności między moralną powinnością zakupu tego, co polskie, a rozsądkiem nakazującym kupno rzeczy dobrej jakości. Mamy bardzo wielki wybór rodzimych towarów i usług o wysokiej jakości. Proszę choćby przejrzeć listę laureatów Godła „Teraz Polska”! Podobnie – to zdanie już nie moje, zwykłego laika, a ekspertów od obronności – nie trzeba wybierać między kupnem nowoczesnego i dobrego sprzętu, a zaangażowaniem w proces modernizacji armii polskiego przemysłu zbrojeniowego.
Ta prawda jeszcze kilkanaście lat temu taka oczywista wcale nie była. Niewiara w możliwości i jakość naszej zbrojeniówki była przeogromna. Politycy, owszem, deklarowali, że trzeba angażować polski przemysł, jednak zawsze było jakieś „ale”. W rezultacie polskiemu przemysłowi wyznaczano co najwyżej rolę zakładów montażowych, jakiegoś ograniczonego serwisu, jednak gros pieniędzy i zadań miał płynąć do zagranicznych koncernów.
Warto jak mantrę powtarzać pewne prawdy. Mniej więcej od dwóch-trzech lat widać – przynajmniej w sferze deklaratywnej – zmianę nastawienia zagranicznych koncernów. Już nie przekonują, że Polska nie ma kadr ani możliwości, by realizować ważną część ewentualnych kontraktów. Odwrotnie, tak zwana polonizacja zamówień stała się w zasadzie niewzruszalną częścią każdej oferty.