Śląsk – nowocześniejszy, ale wciąż węglowy
Krzysztof Przybył
Śląsk przez ostatnie dekady kojarzył się z narastającym problemem kopalń. Górnictwo nie miało szczęścia: restrukturyzacja była przez kolejne rządy bądź to odwlekana, bądź dobre chęci rozbijały się o brak porozumienia ze związkami zawodowymi. Obecna ekipa miała to szczęście, że do chęci dodała umiejętność porozumienia ze związkowcami. Główny etap restrukturyzacji jest za nami, a teraz ma być wdrażany „Program dla Śląska”. Inne regiony też na takie programy bez wątpienia zasługują.
Proces restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego pozwolił obalić kilka mitów. Po pierwsze – że w ogóle takie przedsięwzięcie jest skazane na porażkę, bo ze związkami zawodowymi nie można się porozumieć. Bo związkowi liderzy będą bronić swoich przywilejów do upadłego. Po drugie – że górnictwo to sektor skazany na zamknięcie i nikt polskiego węgla nie będzie kupował. Tak, jakby był tylko jeden rodzaj węgla, a europejska i polska energetyka zaraz miała przestawić się w stu procentach na fotowoltaikę i atom. Po trzecie wreszcie: że kopalnie można tylko zamykać, a jedynie szaleniec ważyłby się na inwestowanie w tej branży. Na pewno zaś nie prywatny inwestor.
Krótko o „Programie dla Śląska”, który w ostatnich dniach ubiegłego roku przedstawili premier Morawiecki oraz wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski. Celem ma być przyspieszenie rozwoju gospodarczego regionu i uzupełnianie tradycyjnych sektorów śląskiej gospodarki przedsięwzięciami innowacyjnymi. Program przewiduje łącznie 70 inwestycji o wartości 40 mld zł. Ponad 800 mln zł przewidziano na aktywizację zawodową młodych osób i aż 1 mld zł na działania zmierzające do ograniczenia niskiej emisji. Kilka miliardów mają pochłonąć inwestycje w autostrady i drogi ekspresowe.
Wracając do obalania mitów, o którym wspomniałem wyżej. „Program dla Śląska” przewiduje również budowy kopalni. Tak, kopalni, które rzekomo są obciążeniem i nie mogą przynosić zysków. Przynajmniej zdaniem wszystkowiedzących laików. Którzy nie zauważają na przykład, że węgiel koksujący jest sprowadzany do Europy nawet z Australii, choć pochłania to odpowiednio duże koszty.