Blaski i cienie wolnego handlu z Indiami
Krzysztof Przybył: Przysłowie „Polak mądry po szkodzie” pozostaje niestety niezmiennie aktualne. Widać to na przykładzie kwestii importu zbóż z Ukrainy, przez wiele miesięcy, mimo alarmujących sygnałów od rolników, po prostu niedostrzeganej zza biurek urzędników w Warszawie. Do gaszenia pożaru przystąpiono zdecydowanie za późno, ale zasadnicze pytanie brzmi: czemu nikt nie przewidział skutków podjętych decyzji? I podobne pytanie – o możliwe skutki – nasuwa się w związku z procedowaną przez Komisję Europejską umową o wolnym handlu z Indiami.
Unia Europejska jest trzecim co do wielkości partnerem handlowym Indii (w 2021 r. – 88 mld euro w towarach, a 30,4 mld euro w usługach), z kolei Indie odpowiadają jedynie za 2,1% obrotów towarowych UE. Przed europejskimi przedsiębiorcami (także polskimi), może więc otworzyć się olbrzymi, dynamicznie rozwijający się rynek.
Z przygotowanej w 2020 r. dla Parlamentu Europejskiego analizy wynika, że likwidacja 90% barier celnych między Unią a Indiami spowodowałaby nawet 35-procentowy wzrost importu z tego azjatyckiego państwa. Z założeń polityki handlowej Indii na lata 2023-2027 wynika, że celem jest podwojenie eksportu i przyciąganie zagranicznych inwestycji zamiast kupowania gotowych towarów. Mówiąc krótko – Indie chcą przede wszystkim wejść do UE ze swoimi towarami i surowcami, a nie zwiększać wartość importu z tego obszaru.
Czy jest to szansa dla polskich przedsiębiorców? Zdecydowanie tak – dla tych, którzy nie będą bali się inwestować w odległym kraju. I tu należy oczekiwać mocnego wsparcia od rządu i administracji dla naszych firm. Ale to również możliwe zagrożenia dla naszych producentów. Weźmy chociażby plantatorów tytoniu. Dzisiaj Polska jest trzecim na świecie największym eksporterem wyrobów tytoniowych – zaś Indie trzecim największym eksporterem tytoniu zielonego do UE. Tytoń jest tam, jak sygnalizował jesienią ub. r. Janusz Piechociński, o wiele tańszy; jego zdaniem pełne otwarcie na surowiec z Indii może zdestabilizować uprawę tytoniu w Unii Europejskiej, a w konsekwencji doprowadzić do jej likwidacji.
Podobnych zagrożeń jest z pewnością znacznie więcej. Polscy przedsiębiorcy powinni mieć pełną wiedzę na temat tego, czy i w jaki sposób nasz rząd angażuje się w proces negocjacji umowy o ogromnym znaczeniu dla polskiej gospodarki. Czy z punktu widzenia polskiej racji stanu ważniejsze jest pilnowanie naszych interesów, a właściwie interesów całego naszego regionu, czy rozsyłanie po europejskich politykach pism w sprawie reparacji od Niemiec? Nieuwzględnienie konsekwencji umowy o wolnym handlu z Indiami dla polskiego rynku może mieć konsekwencje w postaci podcięcia skrzydeł wielu branżom, a nawet ich upadku. Jeremiady i zrzucanie wszystkiego na Komisję Europejską nie będą miały potem żadnego znaczenia i, co więcej, będą bezzasadne. Oczekiwanie, że o nasz rynek zatroszczy się konkurencja, jest dziecinadą. Polscy przedsiębiorcy płacą niemałe podatki między innymi po to, aby decydenci skutecznie starali się ich chronić. Czy tym razem ochronią?
Źródło: blog Krzysztofa Przybyła, prezesa Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego na portalu Salon24.pl