Czego tu się wstydzić?
Krzysztof Przybył
Jednym z niewielu plusów pandemii jest to, że wielu komentatorów i publicystów miało czas, by przysiąść w domowym zaciszu i skończyć książki, które dawno zaczęli, a które dotąd leżały odłogiem. Owocem takich koronawirusowych tygodni jest między innymi „Cham niezbuntowany” Rafała Ziemkiewicza, prezentowany u moich przyjaciół w Galerii Delfiny.
Nie jestem zwolennikiem poglądów wyraziście wygłaszanych przez Rafała, jak dla mnie zbyt kontrowersyjnych, z którymi zgodzić się nie sposób, niemniej niektóre jego spostrzeżenia wydają się ciekawe. Esencją książki jest spojrzenie na korzenie Polaków i na to, dlaczego przez długie lata (i trochę również teraz) nie potrafiliśmy się cenić.
Fatalną tendencją w naszym życiu publicznym jest zero-jedynkowość. Albo uważamy się za wyjątkowe społeczeństwo, a każdy głos krytyki za złośliwy afront, albo popadamy w kompleksy. Spójrzmy na ocenę trzydziestu lat wolnej Polski. Jest ona dzisiaj, niestety, silnie warunkowana politycznie, ale z reguły sprowadza się do dwóch stanowisk. Trzecia Rzeczpospolita to same osiągnięcia, model do naśladowania, a jeśli ktoś ma zastrzeżenia, to znaczy, że tęskni za PRL-em. Na drugim biegunie znajdują się malkontenci, wedle których Okrągły Stół był haniebnym spiskiem, Balcerowicz zrujnował kraj, a potem było tylko gorzej. Nawet jak coś tam się udało, to przecież mogło być sto razy lepiej. A przecież nie trzeba być ekspertem, nie trzeba mieć profesorskiego tytułu, by stwierdzić najoczywistszą w świecie rzecz: faktem jest, że w ciągu trzech dekad wykonaliśmy jako Polacy ogromnie pozytywną robotę, że mamy wiele sukcesów i że popełniono sporo błędów. Jasne, w pewnych obszarach mogliśmy może zbudować więcej i szybciej, lecz z wielu możemy być dumni bez zastrzeżeń. Na takie niuanse jest jednak coraz mniej miejsca w obecnej rzeczywistości.