Czy jesteśmy gotowi na bankowy kryzys?
Krzysztof Przybył: Tak bardzo skupiamy się na naszych wewnętrznych sprawach, że tracimy z pola widzenia groźne sygnały ze światowych rynków. A kryzys bankowy, który dał o sobie znać w Stanach Zjednoczonych i na zachodzie Europy, wcale nie rozchodzi się po kościach. Czas usłyszeć od decydentów jasną odpowiedź na pytanie: czy Polska jest przygotowana na powtórkę z roku 2008 i na poważny kryzys finansowy?
Na liście banków zagrożonych plajtą znalazły się kolejne duże podmioty. W USA analitycy poważnie obawiają się efektu domina, a jako następny bank zagrożony upadłością wytypowali First Republic Bank – agencja Moody’s obniżyła tydzień temu jego rating do poziomu śmieciowego. Rezerwa Federalna na razie pospieszyła z pomocą, podobnie jak miało to miejsce w Szwajcarii, gdzie w przypadku Credit Suisse interweniował bank centralny. Notabene stopy procentowe w Szwajcarii poszły ostro w górę (50 punktów bazowych), co odczuwają i nasi „frankowicze”. A niewykluczone są kolejne podwyżki i interwencje walutowe, umacniające kurs franka wobec euro.
Na „czarnej liście” jest Deutsche Bank, którego akcje znowu straciły na wartości. W lutym spadły o ponad 20%, a w miniony piątek, kiedy to piszę, znowu o kilka procent. Bardzo mocno wzrósł także kurs jego ubezpieczenia przed bankructwem. Niepewność co do stabilności jednego z największych europejskich banków wpływa na kurs euro i – pośrednio – na złotego.
Nie możemy patrzeć na to, co dzieje się w Europie, z pozycji zewnętrznych obserwatorów. Jesteśmy w unijnym krwiobiegu, gospodarczym i finansowym. Echa problemów Credit Suisse, Deutsche Banku i, jak należy się spodziewać, kolejnych banków dotrą wkrótce do nas. Kryzys – którego skala na tę chwilę jest nieznana – nałoży się na trudną sytuację gospodarczą w Polsce. Wzrost PKB, który bardzo wyhamował, inflacja, która w ocenie analityków ma spadać, ale póki co, sięga niemal 20%, szalejąca w całej Europie drożyzna podstawowych produktów – i na tym tle trzeba mierzyć ewentualne skutki osłabienia polskiego systemu bankowego. Ach, zapomniałbym: oczywiście mamy rok wyborczy, a kampania już trwa, niezwykle brutalna i pełna populizmu.
Bank centralny, którego prezes szczyci się zgromadzeniem zapasów złota i walut, stanie w obliczu nie lada sprawdzianu. Równie ważny będzie to sprawdzian również dla rządu – premiera, minister finansów, ministra aktywów państwowych. Także dlatego, że wśród największych polskich banków są te kontrolowane przez Skarb Państwa.
Za wcześnie mówić, czy polskiemu systemowi bankowemu grozi poważna zapaść, czy też skutki kryzysu – miejmy nadzieję – odczuje on stosunkowo lekko. Niemniej to, w jaki sposób wyjdzie on z trudnej sytuacji, będzie rzeczywistym miernikiem stabilności polskiej gospodarki i jej wiarygodności dla zagranicznych inwestorów. Żonglowanie deficytem budżetowym i przerzucanie obciążeń do rożnego rodzaju funduszy na nic się wtedy nie zda.
Jest jeszcze jeden istotny aspekt tej sytuacji: zaufanie Polaków do banków. Od lat badania pokazują, że te instytucje cieszą się zaufaniem 70-75% naszych współobywateli. Między innymi dlatego, że mamy poczucie bezpieczeństwa złożonych tam środków. I trzeba zrobić wszystko, by to zaufanie na wysokim poziomie utrzymać.
Źródło: Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”, Natemat.pl