Fiskusa żonglerka słowami
Krzysztof Przybył
Norwidowski cytat: „Odpowiednie dać rzeczy słowo” powinien wisieć nad biurkiem każdego urzędnika Ministerstwa Finansów. Bowiem w maskowaniu niewinnymi sformułowaniami działań, które utrudniają działanie przedsiębiorcom, resort jest bezkonkurencyjny. Tylko, że przedsiębiorcy na takie sztuczki nie chcą się nabierać.
Oficjalnym stanowiskiem rządu i rzeczonego ministerstwa jest obniżanie podatków. Polscy przedsiębiorcy mają płacić mniej, a najmniejsze firmy w ogóle będą miały podatkowy raj na ziemi. Rzecz jasna o podwyżce podatków nie może być mowy. Nie mamy zatem nowych podatków, ale mamy rozmaite „opłaty”. Przykładem może być opłata recyklingowa za plastikowe torby. Żeby było jasne: sam pomysł radykalnego zmniejszenia szkodliwych dla środowiska materiałów uważam za pożyteczny. Konsument, który nie dostanie plastikowej torby za darmo, a ma za nią zapłacić, zapewne dwa razy się zastanowi, czy warto. Chociaż nie sądzę, żeby konieczność zapłaty jednego złotego odstraszyła wielu amatorów plastiku.
Wspomniana „opłata recyclingowa” to nic innego, jak podatek pośredni w kształcie znanym od wieków. W dawnych czasach mówiono o podatku na przykład od ilości okien czy kominów. Nikt nie przekonywał podatnika, że to dla jego dobra wprowadza się opłatę okienną czy ekologiczną opłatę od palenisk. Była to gra fair. Natomiast jeśli dzisiaj ktoś napisałby o podatku od plastikowych torebek, to jeszcze mógłby zostać pozwany za mówienie nieprawdy. Bo to tylko opłata. Tak samo, jak nowy podatek dla najlepiej zarabiających (pojęcie, które w Polsce ma inne znaczenie, niż na zachodzie kontynentu) to „danina solidarnościowa”. Szlachetne pojęcie daniny, kojarzące się z charytatywną zbiórką, jakże odległe od nielubianego podatku…