Jesień rekordów
Krzysztof Przybył: Ze smutkiem trzeba przyznać, że jesień, choć dopiero się rozpoczyna, już obfituje w rekordy – i to takie, z których nie możemy być dumni. Rekordowa jest inflacja, która wg szybkiego odczytu GUS we wrześniu przebiła próg 17 procent. Rekordowo szkodliwy jest pomysł nałożenia na polskie firmy podatku od nadmiarowych zysków, co zgodnie stwierdzają wszystkie organizacje przedsiębiorców. Pomysł ten przypomina wciśnięcie gazu na oblodzonej drodze tuż przed zakrętem.
Od kilku miesięcy słyszeliśmy o „putinflacji”. Polska waluta miała być zdrowa, a inflacja wynikać z zawirowań na rynkach energii i surowców. Szczyt inflacji politycy obozu władzy ogłaszali równie często, jak odblokowanie pieniędzy z KPO. O ile dobrze pamiętam, ostatni ogłaszany szczyt miał być w sierpniu, a potem miał nastąpić stopniowy powrót do normalności. Wygląda jednak na to, że woźnicom lejce wymknęły się z rąk – inflacja nadal bije rekordy, a co gorsza, według analityków niepokojąco rośnie inflacja bazowa, która we wrześniu wyniosła nawet 10,8 procent. To zaś oznacza, że „putinflacja” w najlepszym razie stanowi mniej, niż połowę całości, a reszta to kwestie wyłącznie wewnętrzne.
Jednocześnie, wedle ekspertów, polska gospodarka wciąż ma mocne fundamenty i wciąż może skutecznie oprzeć się uderzeniom. Sama się jednak nie obroni: potrzebuje konkretnego, precyzyjnego planu. Przygotowanego i realizowanego we współpracy z polskimi firmami. Planu na razie nie ma, jest za to pomysł podcięcia firmom skrzydeł. Co, zważywszy na szalejącą inflację, groźbę blackoutu i szereg innych zagrożeń, również urasta do rangi rekordu. Rekordu nieodpowiedzialności.
Zauważmy, jak ewoluowała koncepcja windfall tax – podatku od nadmiarowych zysków. W maju minister finansów rzuciła pomysł, by unijne przedsiębiorstwa, czerpiące zyski ze sprzedaży surowców energetycznych, opodatkowane zostały na korzyść walczącej Ukrainy. Póki co, unijnego podatku w tym kształcie nie ma i pewnie się go nie doczekamy. Kilka tygodni temu pojawił się za to pomysł, by koszty zamrożenia cen energii sfinansować z podatku od nadmiarowych zysków spółek Skarbu Państwa. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z podatku dla państwowych gigantów zrobił się podatek dla każdej firmy, zatrudniającej minimum 250 osób. A żeby było jeszcze bardziej rekordowo, to zdaniem dziennikarzy, którzy dotarli do założeń projektu, jest on pełen wyjątków i wyłączeń. W rezultacie może okazać się, że państwowe koncerny zapłacą mniej, niż miały, a za to prywatne firmy będą „golone” bez litości.
Pisałem niedawno, że niepewne otoczenie polityczno-prawne jest dla inwestorów udręką, że to ono przyczynia się do nader pesymistycznej oceny przyszłości. Zamieszanie z windfall tax jest kolejnym przykładem, że rządzący z uporem maniaka brną w ślepą uliczkę, jakby chcieli jeszcze wzmóc pesymizm inwestorów. Nie wiadomo, kto zapłaci, ile, na jakich warunkach, w oparciu o jakie kryteria – mamy niejasne, acz groźnie brzmiące zapowiedzi.
Cel podatku jest szlachetny, te pieniądze bowiem mają sfinansować zamrożenie cen energii. Najprościej sięgać do kieszeni tych, którzy jeszcze nie ugięli się pod brzemieniem kryzysu. Trudniej krytycznie spojrzeć na stworzony system, który jest jedną z przyczyn inflacji i drożyzny. Jaki sens ma dokręcanie śruby biznesowi, a jednocześnie rozdawanie hojną ręką pieniędzy na przedwyborcze świadczenia socjalne? W dodatku trudno stwierdzić, jaki naprawdę jest stan publicznych środków ze względu na coraz większą skalę wypychania obciążeń poza budżet, na rachunek rozmaitych funduszy. Kreatywną księgowość nieuczciwi przedsiębiorcy prowadzą po to, by oszukać fiskusa. Zaś fiskus, prowadząc kreatywne sztuczki z budżetem, kogo chce oszukać?
Są sytuacje, w których nadzwyczajne podatki i opłaty są potrzebne. Natomiast nie można zaakceptować sytuacji, w których takie podatki mają tylko łatać dziury w budżecie, służyć doraźnym celom. Czy jeśli inflacja się nie zatrzyma, a ceny surowców nadal będą rosły, to jedynym pomysłem będą kolejne podatki? W końcu nie będzie na kogo ich nakładać, bo podatnicy albo zbankrutują, albo wyprowadzą się do bardziej przyjaznych krajów.
Źródło: Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”, Natemat.pl