Krzysztof Przybył: Dwie dekady Polski w UE - najwyższy czas na nową narrację
Minęło dwadzieścia lat, odkąd Polska została członkiem Unii Europejskiej. Bilans tych dwóch dekad jest oczywisty – nader korzystny. Dziś nie tylko nasz kraj, ale cała europejska wspólnota jest w innym miejscu, niż dwie dekady temu. Polacy potrzebują zatem innej narracji na temat Unii, niż ta słyszana od lat. Choćby dlatego, że w kolejnej perspektywie budżetowej będziemy już płatnikiem netto. Takiej narracji jednak nie widać: i eurosceptycy, i euroentuzjaści mówią o UE głównie jako o skarbcu z niewyczerpaną ilością gotówki.
Unia – pieniądze i… długo nic
To paradoks, ale środowiska, które uznają Brukselę za zło wcielone i te, które każdą próbę krytyki unijnych gremiów uznają nieomal za zdradę stanu, mówią w gruncie rzeczy o tym samym. Te pierwsze chcą, by Polska postępowała w myśl zasady „brać i nie kwitować”: ta zła Unia dybie na naszą suwerenność, więc przynajmniej wyciągnijmy od niej tyle pieniędzy, ile się da, jako rodzaj swoistej rekompensaty. Z kolei euroentuzjaści próbują podsumowywać każdą krytykę działań Komisji Europejskiej czy Parlamentu Europejskiego pouczeniem: gdyby nie pieniądze z Unii, to jakby dziś Polska wyglądała? Dwa diametralnie różne punkty widzenia, ale argumentacja identyczna: Polska uzyskała dostęp do pieniędzy. Unia – to finansowanie polskiego rozwoju.
A przecież nie wstąpiliśmy do Unii Europejskiej jedynie po to, by uzyskiwać olbrzymie fundusze, choć ich znaczenia dla rozwoju kraju nie sposób przecenić. Wstąpiliśmy również po to, aby uzyskać dostęp do ogromnego rynku, aby być bezpieczniejsi, aby – o czym nasi politycy od lewa do prawa zdają się zapominać – mieć wpływ na przyszłość Europy. Sprowadzanie tych rozlicznych szans i korzyści wyłącznie do finansowania projektów jest nierozsądne i niebezpieczne.
Polscy politycy i czarno-biały wizerunek UE
Już dzisiaj nie tylko zwolennicy teorii o brukselsko-berlińskim spisku wymierzonym w Polskę zastanawiają się, czy w dłuższej perspektywie korzyści finansowe zdołają zrekompensować ryzyka związane np. z paktem migracyjnym czy postępującą federalizacją Unii. Sondaże pokazują, że maleje liczba Polaków, którzy uznają, że członkostwo w UE daje Polsce zdecydowanie więcej korzyści, niż obciążeń, a rośnie odsetek tych, zdaniem których korzyści i obciążenia się równoważą. Na szczęście cały czas bardzo mało z nas jest zdania, że tych strat czy też obciążeń jest więcej, niż korzyści.
Czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego mogłyby stać się okazją do nowej debaty o miejscu Polski w Unii. Niestety, co widać po kampanii, nie będą. Politycy wybrali najwygodniejszą i populistyczną, zero-jedynkową narrację. Prawa strona powtarza slogany o zagrożeniu dla niepodległości i niszczącym polską gospodarkę Zielonym Ładzie, centrum i lewa strona pokazuje Unię jako twór doskonały, który krytykować może tylko zwolennik Rosji. Obie jak ognia unikają poważnej, merytorycznej debaty publicznej.
Nadzieja w przedsiębiorcach
Może więc taką debatę powinni zainicjować ci, którzy w robieniu bilansów zysków i strat są najlepsi i potrafią to uczynić najbardziej obiektywnie? Oczywiście chodzi o polskich przedsiębiorców, którzy bardzo dobrze wykorzystali szanse, które dała nam integracja europejska. Wśród setek firm, nagrodzonych Godłem „Teraz Polska”, jest wiele takich, które z powodzeniem weszły na unijne rynki. I myślę, że polscy przedsiębiorcy znacznie lepiej od większości polityków potrafią zdiagnozować szanse i zagrożenia. A także podpowiedzieć, jak uczynić z Polaków – nie euroentuzjastów, ale eurorealistów. Czyli takich, którzy umieją oddzielić puste hasła od faktów, którzy umieją zachować dystans do tych, którzy polskie członkostwo w UE usiłują wykorzystać do własnych celów.
Czas ucieka i nowa, rozsądna opowieść o Unii Europejskiej staje się kwestią palącą. O Unii, w której Polska nie jest już wyłącznie biorcą, ale której przyszłość stara się kształtować. O Unii będącej dzisiaj – w niebezpiecznej dla nas geopolitycznej sytuacji – kluczowym, oprócz NATO, gwarantem naszego bezpieczeństwa i dobrej przyszłości. Unii, w której nie jesteśmy kibicem, ale aktywnym graczem. Takiej Unii, która ma zalety, ale i w której występują niepokojące zjawiska – można je jednak, a nawet trzeba, zmienić. Po prostu opowieść o Europie, której jesteśmy częścią.
Źródło: Salon24.pl Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego