Nie mamy pomysłu na polską energetykę
Krzysztof Przybył
Premierowi Morawieckiemu udało się na unijnym szczycie zbudować koalicję, która zablokowała przyspieszenie dekarbonizacji europejskiej – w tym i polskiej – energetyki. Opcja „zero węgla” miała zacząć obowiązywać już za trzydzieści lat. Dla polskiej gospodarki byłby to pocałunek śmierci. Radość z wygranej potyczki nie powinna przesłaniać faktu, że batalia idzie o coś zupełnie innego. Czy Polska w ogóle dopuszcza myśl, iż za kilka dekad energetyka oparta choćby w części na węglu przestanie istnieć – przynajmniej w Unii?
Polskiemu rządowi wypada pogratulować sukcesu i skuteczności. Za gratulacjami powinno jednak iść pytanie: czy istnieje w ogóle mapa drogowa zmian w naszej energetyce? Otóż, Szanowni Państwo – nie, nie istnieje. Czemuż wymagać podania daty, kiedy planujemy wycofać się z węgla, skoro od lat toczą się dyskusje na temat tego, czy budować elektrownię jądrową.
Wmawianie Polakom, że każda technologia oparta na węglu jest szkodliwa, idzie dobrze. Polskie władze wykazują tu rozbrajającą bezradność. Było to znakomicie widać przed szczytem klimatycznym w Katowicach w grudniu ubiegłego roku. Poprzedzające to wydarzenie kilka miesięcy było okresem sprytnej i zmasowanej kampanii informacyjnej przeciwników węgla. Codziennie w którymś z ważnych dzienników, tygodników lub portali pojawiały się publikacje przekonujące Polaków, że węgiel to śmierć. Nie trzeba tłumaczyć, że mało kto wie, co to węgiel kamienny, a co brunatny, czym jest miks energetyczny itp. Rząd, z Ministerstwem Energii na czele, nie miał pomysłu na równie skuteczną walkę z dezinformacją.