Niepewność dla biznesu
Krzysztof Przybył: Jesień na pewno nie będzie należała do spokojnych. Powoli, ale nieubłaganie zbliża się czwarta fala pandemii COVID-19: w minionym tygodniu odnotowano spory przyrost zachorowań. Sytuacja na naszej wschodniej granicy stała się naprawdę poważna – i nie chodzi tylko o napływ migrantów. Pod znakiem zapytania stoi wypłata unijnych środków na odbudowę gospodarki po lockdownie: nie wiadomo, czy i kiedy Komisja Europejska zatwierdzi Krajowy Plan Odbudowy. Do tego dochodzą plany podwyżki podatków i składek, ukryte w Polskim Ładzie. Wszystkie te kwestie, pozornie odległe, mają wspólny mianownik: spędzają sen z powiek przedsiębiorcom. I nie widać, by ktoś z decydentów starał się przedsiębiorców uspokoić.
Można odnieść wrażenie, że dla urzędników i polityków istnieją dwa światy. Pierwszy to ten realny, który trudno opisać za pomocą statystyk i uogólnień. Drugi – to świat z tabelek Excela, w którym przeciętny Polak zarabia 4 tysiące złotych, a przeciętny mieszkaniec Warszawy czy Gdańska wyraźnie więcej, w którym osoby prowadzące działalność gospodarczą liczą pokaźne zyski i płacą „tylko” 19 procent podatku. Problem zaczyna się, gdy świat uogólnień, statystyk i urzędowego optymizmu traktowany jest jako ten prawdziwy. Tak rodzą się groźne mity, jak na przykład ten, że działalność gospodarczą rejestrują głównie osoby, które chcą uniknąć obciążeń związanych z pracą na etacie. Choć polska przedsiębiorczość to nie tylko menedżerowie z wielkich metropolii, a także tysiące małych i mikrofirm z niewielkich miejscowości. Jaki jest sens wrzucania tego do jednego worka?
Ten drugi, tabelkowy świat to także dane pokazujące, że polska gospodarka mocno się odbija po roku pandemii, bezrobocia nie tylko nie ma, ale wręcz brakuje rąk do pracy, zaś zarobki rosną. Mniej chętnie epatuje się danymi, które pokazują inne wzrosty: inflacji, cen surowców (nie tylko w Polsce, ale co to za pociecha?), żywności, a nawet odsetka osób, które żyją poniżej minimum socjalnego. Dwóch influencerów niedawno przeprowadziło eksperyment: jeden zrobił zakupy w sklepie w Polsce, drugi kilka kilometrów dalej, po niemieckiej stronie granicy. Każdy zapłacił mniej więcej tyle samo. Biorąc pod uwagę, że przeciętna płaca w Niemczech jest kilkakrotnie wyższa, niż w naszym kraju, wychodzi na to, iż za nasze dochody – w realiach mocnej gospodarki, a nie kryzysu – możemy kupić znacznie mniej, niż obywatel Niemiec. To również są dane, które trzeba uwzględniać, opisując naszą polską rzeczywistość.
Przedsiębiorcy nie wiedzą, jakie ograniczenia będą się wiązały z kolejną falą koronawirusa. Muszą analizować niejasne, niekiedy sprzeczne wypowiedzi polityków. Czy będzie zamykanie restauracji i klubów fitness, a jeśli tak, to czy w określonych powiatach lub województwach? A może ograniczenia dotkną niezaszczepionych? Politycy patrzą na sondaże i stosunek Polaków do ograniczeń i starają się lawirować między dobrem publicznym a opinią publiczną. Unikają konkretów. Natomiast każdy kolejny dzień bez konkretów pogłębia niepokój biznesu. Mimo tarcz i pomocy publicznej mnóstwo firm wyszło z lockdownu strasznie poobijanych. Niepewność co do tego, czy znowu nie nastąpią ograniczenia, bardzo szkodzi w odrabianiu strat.
Zgodnie z prawem, przedsiębiorcy, których dotykają ograniczenia związane ze stanem wyjątkowym, mogą ubiegać się o odszkodowanie. Dotyczy to jednak wyłącznie poniesionych strat, a nie utraconych zysków. Jeśli więc np. pensjonat musi zrezygnować z przyjmowania gości, to jego właściciel musi wykazać konkretne straty, które z tego tytułu poniósł. Będzie to trudne i będzie oznaczać potyczki z urzędnikami, ale od biedy da się to zrobić. Ale już na przykład właściciel restauracji nie udowodni strat w prosty sposób, poza np. zwrotem kosztów za rezerwację sali na imprezę zamkniętą. Premier w miniony weekend zasygnalizował, że stan wyjątkowy może być przedłużony powyżej 30 dni. Czyli – znowu niepewność.
Nie wiadomo, jakie będą losy unijnych środków, które miały zasilić Krajowy Plan Odbudowy, a także stać się fundamentem Polskiego Ładu. Czy w takim razie Polski Ład trafi na półkę? A może ktoś wpadnie na pomysł, by jednak go realizować, tylko na jeszcze większy, niż planowano, koszt przedsiębiorców? I tu nasz biznes porusza się w kręgu przypuszczeń.
Dla przedsiębiorcy zła wiadomość jest mniej szkodliwa od braku wiadomości. Natomiast w obecnej sytuacji przedsiębiorcy zostali pozostawieni samym sobie. To oni muszą podejmować decyzje biznesowe opatrzone ryzykiem – ze świadomością, że za błędne decyzje zapłacą z własnej kieszeni. To zaś z pewnością nie jest element, który pomaga w rozwoju gospodarczym.
Źródło: Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego "Teraz Polska", Natemat.pl