Parasol noś i przy pogodzie, czyli jak się przygotować na 2022 rok
Krzysztof Przybył: Jak tu nie być zadowolonym, kiedy nawet Komisja Europejska podnosi perspektywy wzrostu gospodarczego dla Polski na bieżący rok: i to aż o jedną piątą, do 4,8%. Ministerstwo Finansów, między zapowiedziami kolejnych rozwiązań podatkowych uderzających w „klasę wyższą” (czyli zarabiającą powyżej średniej krajowej) przemyca też błogi komunikat – oto po pierwszym półroczu nadwyżka budżetowa wyniosła 28 mld, a fiskus zarobił o 18,5% więcej, niż rok wcześniej. Tyle tylko, że mniej eksponowane są pewne niepokojące sygnały, dotyczące roku przyszłego.
Dobre wyniki gospodarki – i polskich firm – są faktem. Nie ma tu żadnej manipulacji. Banki wręcz toną we wnioskach o kredyty hipoteczne, a na decyzję czeka się nawet ponad dwa miesiące. Sprzyjają temu niskie stopy, odstraszające klientów warunki lokat i sporo gotówki na rynku. Wielkie spółki mają czym się pochwalić, czego przykładem jest branża energetyczna. Lotos w drugim kwartale br. osiągnął szacunkowy wynik 1,08 mld zł. Orlen ogłosił zaś, że tenże drugi kwartał przyniósł najlepszy wynik w dziejach spółki: 2,2 mld zł zysku netto i 73-procentowy wzrost przychodów ze sprzedaży. Dobry kapitał na budowanie koncernu multienergetycznego, głównego przedsięwzięcia obu paliwowych firm.
Ale wróćmy do wspomnianych na wstępnie niepokojących sygnałów. Są one widoczne na przykład w tej samej prognozie Komisji Europejskiej, która daje Polsce w tym roku znakomity wynik. Prognoza wzrostu na rok 2022 została również skorygowana, ale… w dół. O 0,2%. Można powiedzieć, że niewiele. Niemniej zdaniem tejże KE przyszły rok należeć będzie do krajów południa Europy, bowiem to Hiszpania i Grecja odnotują najmocniejsze, 6-7-procentowe odbicie. Przypomnę tylko, że część komentatorów przedstawiała Hiszpanię po roku pandemii jako kraj zgliszcz i ruin, z gospodarką na łopatkach. Jak widać, te ruiny znikają bardzo szybko.
Popatrzmy również na inny wskaźnik, na inflację. Analitycy (jak wynika z danych NBP) spodziewają się, że średnioroczna inflacja wyniesie w 2022 roku 3,4%. Jeszcze wiosną prognozowali 2,9%. Czyżby kolejne, jesienne prognozy były jeszcze mniej optymistyczne? Otwarte pozostaje pytanie, kiedy bank centralny podniesie stopy procentowe i tysiące Polaków, którzy teraz korzystają z tanich kredytów (przy rosnących dynamicznie cenach nieruchomości) zorientują się, że trzeba będzie zacisnąć pasa. Kolejna groźna niewiadoma to przebieg czwartej fali pandemii koronawirusa i związane z nią ograniczenia. W tej kwestii nie wiemy praktycznie nic, od możliwego przebiegu pandemii do możliwych ograniczeń gospodarczych. A brak jasnych informacji jest gorszy od informacji złych, ale podanych z wyprzedzeniem.
Jako zagrożenie dla wzrostu gospodarczego trzeba wziąć pod uwagę kwestię, o której niedawno pisałem, mianowicie brak surowców dla przemysłu w Polsce i w Europie. Skoro przez brak półprzewodników produkcję wstrzymał Mercedes, zatrudniający dziesiątki tysięcy pracowników w Niemczech i na Węgrzech, to trudno o lepszy dowód, że braki to nie wymysł dziennikarzy. A Polska, niestety, w „kolejności dziobania” jest zwykle na szarym końcu. Producenci z Niemiec, Francji czy Wysp Brytyjskich są po prostu w stanie zapłacić więcej, niż polscy.
Dodajmy do tego dodatkowe obciążenia dla przedsiębiorców, także tych najmniejszych, które zapewne wejdą w życie od przyszłego roku wraz z Polskim Ładem. To nie tylko nagłośniony wzrost składki zdrowotnej, ale np. dodatkowy podatek dla członków zarządów spółek kapitałowych. Na tych rozwiązaniach skorzysta na pewno jedna branża: doradztwo podatkowe. Reszta co najwyżej może mieć moralną satysfakcję, że wykuwa nową Polskę.
Czy rząd ma plan awaryjny, gdyby jednak – odpukać – okazało się, że rok 2022 będzie rokiem szczególnie trudnym? Jeśli skumulują się możliwe zagrożenia? Liczę na to, że tak – i że nie będziemy długo czekać na szczegóły. Wszak parasol warto nosić i przy pogodzie.
Źródło: Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego "Teraz Polska", Natemat.pl