Polska (niestety) resortowa
Krzysztof Przybył
Jakiś czas temu pisałem o obawach związanych z forsowaniem przez Ministerstwo Finansów koncepcji exit tax, czyli dotkliwej formy podatku od wyprowadzki za granicę. W minioną środę dokładną analizę proponowanych rozwiązań, wraz z listą zagrożeń, które za sobą niosą, przedstawił ekspert Instytutu Staszica dr Dawid Piekarz. Przy okazji wspomniano o swoistej pladze polskiej administracji i legislacji, czyli zjawisku, które w skrócie można określić mianem „Polski resortowej”.
Podczas debaty w warszawskim Domu Dziennikarza wszyscy byli zgodni: proponowana konstrukcja exit tax uderzy w osoby fizyczne i odstraszy od inwestowania w Polsce. Andrzej Sadowski, prezydent Centrum Adama Smitha, przyrównał sytuację do rozwiązań prawnych stosowanych w RPA w czasach apartheidu. Jak wspomniał, wówczas można było osiedlić się w tym kraju i prowadzić biznes, lecz jeżeli komuś przyszła do głowy wyprowadzka, to państwo praktycznie pozbawiało go majątku.
Sadowski wskazał również na dramatyczny rozdźwięk między bardzo promowaną Konstytucją Biznesu a procedowanymi przepisami podatkowymi. Wyraził opinię, że jest to wręcz urzędniczy sabotaż. Agnieszka Durlik-Khouri z Krajowej Izby Gospodarczej wyraziła opinię, że fakt, iż taki projekt w ogóle trafił do parlamentu, może wiązać się z jedną z większych bolączek polskiej legislacji – nieoglądaniem się na działania innych resortów i na inne ustawy.
Niestety, na różnych szczeblach administracji kierownicy urzędów czują się jak królowie i zazdrośnie strzegą swojej suwerenności. To dlatego wielu marszałków województw śni o autostradach, chociaż wystarczyłyby nowoczesne drogi ekspresowe. Niektórzy prezydenci miast, zwłaszcza ci, którzy sprawują swój urząd od kilku kadencji, w sytuacji jakiegokolwiek sporu kompetencyjnego z administracją państwową lamentują nad ograniczaniem samorządności. A w wielu przypadkach chodzi jedynie o precyzyjne określenie ich kompetencji, które nie są wszak nieograniczone.