Polskie okręty w polskich stoczniach!
Krzysztof Przybył
W zeszłym tygodniu prezydenci Polski i USA podpisali deklarację o zwiększeniu wojskowej obecności Amerykanów w naszym kraju. Trzeba docenić znaczenie – przede wszystkim polityczne – tego dokumentu, chociaż na sfinalizowanie ciepłych słów trzeba będzie jeszcze poczekać. Ale cóż nam nawet po sporym kontyngencie wojsk USA, jeżeli sami nie będziemy się w stanie obronić. Tymczasem, jak przekonuje Instytut Jagielloński, nasza Marynarka Wojenna wciąż znajduje się w opłakanym stanie.
Kiedy Andrzej Duda kończył swą wizytę za Oceanem, Instytut Jagielloński wydał stanowisko, w którym zwrócił uwagę na fakt, że nasz jedyny okręt podwodny z potencjałem – ORP Orzeł – stoi unieruchomiony w porcie. Stocznia Marynarki Wojennej zaoferowała jego naprawę, lecz resort obrony nie podjął jeszcze decyzji. Polski okręt remontowany w polskiej stoczni – jestem może laikiem, jeśli chodzi o arkana obronności, ale to chyba dobrze, że możemy wykorzystać potencjał naszych zakładów?
Ekspert Instytutu Jagiellońskiego, dr Łukasz Kister podkreśla, że kolejnym krokiem po przywróceniu do służby „Orła” powinien być zakup bądź wynajęcie tymczasowego okrętu podwodnego na kilka lat, zaś później budowa nowych jednostek w polskich stoczniach.
Można zatem, zdaniem think tanku, pogodzić dwa priorytety. Jeden to odbudowa polskiej floty wojennej, która teraz w zasadzie nie istnieje. Dwie czterdziestoletnie (tak!) fregaty i liczące sobie tyleż lat śmigłowce to raczej eksponaty muzealne. Drugim jest wprzęgnięcie do tego zadania polskich zakładów. To, co da się zrobić w kraju, róbmy w kraju, przy współpracy ze sprawdzonymi koncernami zagranicznymi, które dostarczą nam odpowiednie technologie.