Powrót do przeszłości
Krzysztof Przybył
Trzydzieści lat temu komunizm skończył się nie tylko w wymiarze politycznym. Oprócz częściowo wolnych wyborów mieliśmy też zmiany, które stworzyły podwaliny dla wolnego rynku. Oznaczało to m.in. koniec rozróżnienia na ceny urzędowe i umowne. Słuchając politycznych deklaracji, spowodowanych przez drożyznę owoców i warzyw, mam nieodparte wrażenie, iż niektórzy to przeoczyli.
Owszem, żywność drożeje – z różnych powodów. Dlatego, że rosną koszty pracy i dlatego, że pogoda jest taka, jaka jest. I nie ma co się dziwić, że opozycja wzywa do tablicy władzę, by ta wyjaśniła, czemu ceny rosną, a ona nic nie robi. Ale już można, a nawet należy się dziwić, że w przedwyborczej gorączce politycy puszczają do wyborców oko, że jeśli oni przejmą władzę, to ceny w magiczny sposób zatrzymają się, ba, nawet może spadną.
Mówią „a”, ale nie chcą powiedzieć „b”. A szkoda, bowiem to „b” bardzo chciałbym usłyszeć. Chciałbym poznać magiczną formułę, dzięki której w realiach gospodarki rynkowej, w prawnych ramach obowiązujących w Unii Europejskiej można z rządowego fotela sterować cenami na bazarze. W jaki sposób minister może sprawić, że pietruszka stanieje o połowę, a ziemniaki nie zdrożeją, choćby kontynent spustoszyły wszystkie apokaliptyczne klęski.