Samorząd – najlepsza promocja demokracji
Krzysztof Przybył
Demokracja, przynajmniej w teorii, oznacza realny wpływ każdego obywatela na to, co dzieje się w państwie. Z perspektywy trzydziestu lat wolności można ocenić, że Polacy są entuzjastami demokracji – tam, gdzie faktycznie czują siłę swojego głosu. A na pewno czują tę siłę na poziomie swojej gminy, w samorządzie. Nie jest przypadkiem, że o ile parlament konsekwentnie jest oceniany źle, to samorządy zbierają bardzo dobre oceny. Co zrobić, by tego nie zepsuć? O tym między innymi kilka dni temu rozmawiano na debacie Fundacji XBW i Instytutu Staszica.
Cieszę się, że debata trzech warszawskich wiceburmistrzów – Grzegorza Kucy (PO) z Bemowa, Zbigniewa Cierpisza (PiS) Pragi Północ i Dariusza Kacprzaka (Bezpartyjni Samorządowcy) z Białołęki – pokazała, że mimo wszystko można dyskutować merytorycznie. Mimo wszystko, czyli mimo politycznej wojny, która przekroczyła wszelkie rozsądne granice. I rzuca swój cień również na wybory samorządowe.
Oczywiście, że wybory samorządowe, w których startują kandydaci popierani przez konkretne ugrupowania polityczne, nigdy nie mogą być od wielkiej polityki całkowicie wolne. Jednak ich istotą jest wyłonienie dobrych gospodarzy miast, miasteczek i gmin, a nie niespełnionych posłów i ministrów. Mieszkańcy wybierają burmistrzów i radnych po to, by ich najbliższe otoczenie sprawnie funkcjonowało. Samorządowcy mają zdejmować im z głowy problemy, a nie rozprawiać o kwestiach ideologicznych. Przynależność partyjna jest – a przynajmniej dotychczas była – na drugim miejscu. Dlatego w Rzeszowie na prawicowym Podkarpaciu przez lata wygrywał lewicowy Tadeuszu Ferenc. Dlatego kiedyś w Warszawie, uchodzącej za bastion liberalnego centrum, wygrał śp. Lech Kaczyński. Ludzie na polityków głosowali w wyborach parlamentarnych, natomiast w wyborach samorządowych oddawali głos na dobrych gospodarzy.