Sztuka dialogu
Krzysztof Przybył: Wiosną, kiedy na wiele tygodni Polska praktycznie zamarła, zaświtała nadzieja, że polityczne spory mogą zejść na dalszy plan w obliczu pandemii. Teraz, kiedy przekroczyliśmy już symboliczną barierę dziesięciu tysięcy zachorowań dziennie, nawet najtwardsi optymiści tracą nadzieję, że nasza klasa polityczna przestanie zachowywać się jak dzieci w piaskownicy. Apele autorytetów, którzy mają za sobą i działalność polityczną, i są wybitnymi lekarzami, pozostają niestety głosem wołającego na puszczy.
Wśród tych głosów rozsądku (i taktu) szczególnie dobitnie brzmią apele byłych ministrów zdrowia Marka Balickiego i prof. Mariana Zembali. Ponawiane prośby, by nie wypominać sobie, kto co zaniedbał i co kto wiele miesięcy temu mówił na temat pandemii. By uznawać sytuację za poważną, ale jednocześnie nie siać paniki. A przede wszystkim: by współpracować.
Charakterystyczne, że w wielu sondażach opublikowanych w ostatnich dniach spadki notowań odnotowały największe partie i wielu polityków. Sygnał, przynajmniej dla piszącego te słowa, jest bardzo jasny: Polacy mają dość politycznych bójek w obliczu poważnego zagrożenia i negatywnie oceniają całą klasę polityczną. A brak zaufania do tych, którzy rządzą lub kiedyś mogą rządzić państwem w prosty sposób przekłada się na brak zaufania do samego państwa. Przy takim zaś nastawieniu społeczeństwa nie da się realizować ambitnych, obliczonych na lata i na pokolenia projektów. Trudno też mobilizować obywateli do posłuchu wobec najrozsądniejszych nawet zarządzeń w sytuacji pandemicznej.
Naturalnie nie można wymagać ani od decydentów, ani od lekarzy, by bawili się w proroków i przewidzieli, jak będzie wyglądać sytuacja za kilka tygodni czy kilka miesięcy. Tego nikt nie wie. Jednak należy korzystać z wszystkich dostępnych narzędzi, by skutki tej niepewności zmniejszać. Dla biznesu mniej szkodliwe są złe wiadomości (podane z odpowiednim wyprzedzeniem) niż niepewność. A polscy przedsiębiorcy po raz wtóry w tym roku takiej niepewności doświadczają.
Zapowiedziom, że nie będzie drugiego lockdownu towarzyszą ograniczenia, które dla wielu branż ten lockdown wprowadzają. Co gorsza, odpowiednie przepisy bywają sformułowane niejasno albo są nielogiczne. Przykład to zakaz organizacji konferencji on line – wszelkich, nawet takich, których uczestnicy łączą się ze swojego mieszkania. Zamykano kluby fitness, ale mogły działać szkoły sztuk walki i szkoły tańca. Trudno było zrozumieć nakaz zamykania restauracji po godz. 21, ale jeszcze bardziej całkowity zakaz działalności na miejscu. Polityka w tym zakresie często wygląda tak, jakby o poszczególnych obostrzeniach decydowały niewspółpracujące ze sobą ośrodki a przecież zakres ograniczeń stale się powiększa.
Nie wiadomo, jak dalej rozwinie się sytuacja z nauką w szkołach. Całkowite zamknięcie szkół może oznaczać paraliż gospodarki. Miliony Polaków będą musiały zostać w domu z pociechami, bowiem nie każdy może pracować zdalnie, a naprawdę nielicznych stać na opiekę do dzieci. Co gorsza, tej sytuacji towarzyszą zapowiedzi kolejnych restrykcji na przykład ze strony skarbówki. Chodzi o budzącą ogromne kontrowersje kwestia zmiany opodatkowania spółek komandytowych czy plan przyznania Krajowej Administracji Skarbowej prawa do blokowania prywatnych kont bankowych.
To, że sytuacja jest dynamiczna, nieprzewidywalna, nie zwalnia urzędników i polityków z obowiązku dyskutowania o przyjmowanych rozwiązaniach również z przedsiębiorcami. Mam wrażenie, że w Polsce cały czas panuje absolutna niewiara w możliwość konstruktywnego dialogu między decydentami a środowiskiem przedsiębiorców. I niewiara w to, że przedsiębiorcy także są odpowiedzialnymi ludźmi, którzy wiedzą, że liczy się nie tylko ich interes, lecz również interes publiczny.
W Polsce A.D. 2020 sztuka dialogu staje się coraz rzadszą umiejętnością. Mam tylko nadzieję, że nie zostanie wkrótce uznana za umiejętność najzupełniej zbędną.
Źródło: Krzysztof Przybył Natemat.pl