Zabójcza niewiedza
Krzysztof Przybył: Optymizm to słowo, którego przedsiębiorcy od wielu miesięcy praktycznie nie używają. Wskaźnik PMI, obrazujący nastroje w przemyśle, pogarsza się systematycznie i niedługo być może przebije dno z czasów pandemii. Ocena polityki rządu – jeszcze gorsza. Z jednej strony zdaniem większości ekonomistów filary naszej gospodarki są na tyle solidne, że ma ona szansę przejść przez kolejny kryzys może nie tyle obronną ręką, co bez podcięcia tych filarów. Z drugiej strony biznes patrzy na przyszłość skrajnie pesymistycznie. Co jest powodem tak sprzecznych interpretacji? Niestety, to, co leży u podstaw wielu polskich problemów – polityczne gry.
Każdy przedsiębiorca, choćby prowadził biznes na mikroskalę, wie, że nie da się planować ani rozwijać firmy bez dostępu do rzetelnej informacji. Decyzję o jakichkolwiek inwestycjach poprzedza analiza rynku – dlatego informacja bywa dosłownie na wagę złota.
Sęk w tym, że w dzisiejszej Polsce dostęp do wiarygodnej, pochodzącej ze źródeł godnych zaufania informacji jest szalenie trudny, niemal niemożliwy. Powtórzę to, o czym pisałem niejeden raz: naszym przekleństwem jest permanentna kampania wyborcza. Po wyborach parlamentarnych – samorządowe, po nich – eurowybory, a jeszcze nie zdołamy odetchnąć, a już zaczyna się kampania przed wyborami prezydenckimi. I tak w kółko. Ponieważ zaś Rzeczpospolita nie doczekała się profesjonalnej, rozbudowanej służby cywilnej, cały aparat państwa podporządkowany jest doraźnym politycznym celom. Również w sferze gospodarki i budżetu.
To nie 24 lutego rozpoczęły się problemy polskiej gospodarki, bo niepokojące symptomy były jasno widoczne już wiele miesięcy wcześniej. Nie będę tu tych symptomów i przyczyn zapaści analizował – zostawiam pole lepszym analitykom. Natomiast od pierwszych niepokojących sygnałów dała się zauważyć pewna prawidłowość, która towarzyszy nam do dzisiaj. Politycy opozycji mianowicie wieszczyli i wieszczą ogromną katastrofę, grożącą unicestwieniem dorobku Polaków z ostatnich trzydziestu lat. Z kolei politycy obozu rządzącego bagatelizują negatywne symptomy, a ich argumentacja bazuje głównie na pokazywaniu, że w określonych państwach UE jest gorzej. Mówiąc krótko – z jednej strony obraz apokalipsy, z drugiej przejściowo zakłóconego dobrobytu.
Jaki to sygnał dla inwestorów, także zagranicznych? Ano taki, że nic nie wiadomo. Nie wiadomo, komu wierzyć, nie wiadomo, jak się rozwinie sytuacja, ba – nie wiadomo nawet, ile wyniesie budżetowy deficyt i rozliczne publiczne wydatki, bo te ważne liczby nauczono się mistrzowsko ukrywać w rozmaitych pozycjach. Nie wiadomo, jaka będzie skala kryzysu energetycznego. Wyliczając dalej: nie wiadomo, czy rząd pozyska pieniądze z KPO, bo ostatnie sygnały z Brukseli wskazują, że prędzej doczekają się tych środków Węgry. Nie wiadomo też w jaki sposób po ewentualnej wygranej w wyborach parlamentarnych obecna opozycja zamierza rozwiązać problemy - wszak w ferworze kampanii nie mówi się o koniecznych, acz bolesnych działaniach…
Niewiedza jest zła w czasie spokoju, a w czasie kryzysu i rozchwiania międzynarodowych rynków wręcz zabójcza. I jeżeli faktycznie coś może zrujnować podstawy naszej gospodarki, to nie tyle rosnące ceny energii i utrudniony dostęp do surowców, co uznanie przez międzynarodowe rynki Polski za kraj wysokiego ryzyka – kraj, w którym nie sposób czegokolwiek zaplanować. A winę za to ponosi po równo cała klasa polityczna.
Źródło: Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”, Natemat.pl