Zdrowy rozsądek w inwestycjach
Krzysztof Przybył
Sprawa GetBack, za sprawą polityków z obu stron barykady, staje się paliwem na nadchodzące kampanie wyborcze. Upór, z jakim próbuje się z tego zrobić aferę polityczną, szkodzi zarówno rynkowi finansowemu, jak i klientom instytucji finansowych... Zdaniem niektórych ekspertów, gdyby zachowano minimum ostrożności przy oferowaniu obligacji GetBack, obyłoby się bez dużej rzeszy poszkodowanych.
Nie premier Morawiecki i nie profesor Rzońca winni są temu, że już po tym, jak pojawiły się wysoce niepokojące sygnały o kondycji spółki, nadal przekonywano drobnych inwestorów, że oferta GetBack to czysty zysk bez ryzyka. A jeśli politycy PiS i PO są czemuś winni, to temu, że nie wprowadzili wcześniej odpowiednich regulacji do polskiego prawodawstwa. Są za to takie obszary, gdzie z uporem maniaka wdraża się nikomu niepotrzebne regulacje. Ostatnio np. resort zdrowia wpadł na pomysł zakazu produkcji opakowań papierosów typu slim, chociaż Unia Europejska tego nie wymaga. Jednocześnie przemyt wyrobów tytoniowych kwitnie. Inny przykład? Proszę bardzo. Co rusz próbuje się ograniczać działanie legalnych firm pożyczkowych, a lichwiarskie firmy z pogranicza szarej strefy działają bez zakłóceń.
W natłoku bezwartościowych wynurzeń na temat drugiego, trzeciego i czwartego dna sprawy GetBacku wielu osobom zapewne umknął bardzo ciekawy wywiad „Forbesa” zprezesem Quercus TFI. Pokazuje on mechanizmy stosowane przez instytucje finansowe, o których przeciętny Kowalski nie ma bladego pojęcia. Prezes Sebastian Buczek zwraca uwagę, że do końca ubiegłego roku obligacje GetBack były oferowane przez wiele renomowanych instytucji, a biura maklerskie zaczęły zawieszać swoje rekomendacje dopiero w grudniu i styczniu. Mimo tego znajdowali się pośrednicy, którzy w pierwszych miesiącach bieżącego roku oferowali obligacje spółki z oprocentowaniem na poziomie nawet powyżej 10%.