Zostawmy rodziny w spokoju
Węszenie w genealogii osób publicznych stało się niestety jedną z naszych narodowych specjalności. Tak jakby fakt, że czyjś dziadek był partyjnym prominentem albo na odwrót, miał bohaterskie karty w podziemiu, z definicji wpływało na postawy i wybory polityków lub dziennikarzy. Nie ma to przecież żadnego sensu, bo nie ma w tym żadnej udowodnionej prawidłowości. Teraz owe specyficzne zainteresowania genealogiczne zaczynają dotykać małżonków i dzieci. To zaś bywa zwyczajnie niesprawiedliwie i krzywdzące osoby, które w politykę się nie angażują.
Żeby nie być gołosłownym – dwa przykłady z ostatniego tygodnia. Na antenie TVN24 w sprawie zmian w sądownictwie wypowiedziała się pewna studentka prawa. Nie wywołałoby to pewnie żadnego echa, gdyby prawicowi użytkownicy mediów społecznościowych nie wytropili, iż owa studentka to córka dziennikarki „Gazety Wyborczej” Dominiki Wielowieyskiej. W dodatku, o zgrozo, nosząca inne nazwisko niż matka. A więc spisek! Krytyczna wobec PiS telewizja w roli studentki prezentuje córkę krytycznej wobec PiS publicystki i liczy na to, że nikt tego nie skojarzy. Przepraszam bardzo, ale o większy absurd trudno. Pomijam już fakt, że redaktor może do programu zaprosić, kogo chce – czy młoda osoba nie ma prawa do publicznej wypowiedzi tylko dlatego, że jej matka pracuje w „Wyborczej”? I że ma podobne poglądy na określone sprawy? A samo publiczne rozważanie, dlaczego redaktor Wielowieyska pozostała przy nazwisku panieńskim, jest po prostu niesmaczne.
I dla równowagi przykład ataku z innej strony. „Newsweek”, omawiając sytuację w Telewizji Polskiej, odkrył spisek. Oto świeżo poślubiona małżonka prezesa Kurskiego pracuje w Netii, a badania w tejże Netii zamawia TVP. A więc spisek! Cóż z tego, że żona prezesa ma wieloletnie doświadczenie w marketingu, cóż z tego, że jej stanowisko, jak zapewnia Netia, nie ma nic wspólnego z usługami świadczonymi dla publicznego nadawcy? Cóż wreszcie z tego, że Netia to prywatna firma, która może zatrudniać, kogo jej się tylko podoba? Rozumiem, że żony prezesów firm publicznych powinny zostać objęte całkowitym zakazem pracy, bo nawet, jeśli zatrudnią się dajmy na to w kwiaciarni, to przecież „nieprzypadkowo” kwiaty tam może kupić pracownik takiej firmy…