Krzysztof Przybył: Widmo zwolnień w polskich branżach
Michelin Polska, zakład w Olsztynie – 430 osób. Levi Strauss, zakład w Płocku – 650 osób. Nokia – 800 osób. Poczta Polska – setki. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Mimo wyhamowania inflacji, mimo niezłych wskaźników gospodarczych w Polsce w najbliższych miesiącach szykują się masowe zwolnienia w różnych gałęziach gospodarki. Czy to znaczy, że hossę mamy już za sobą?
„Dziennik Gazeta Prawna” przeprowadził ankietę, z której wynika, że w tym roku firmy z 12 województw planują zwolnić ponad 8 tysięcy osób. W zestawieniu z informacjami o planowanych przez rynkowych gigantów zwolnieniach daje to powody do dużego niepokoju. I, naturalnie, do pytania o przyczyny. Te zaś można najkrócej ująć jako: rosnące koszty, postęp oraz problemy globalnej gospodarki.
Droższa praca, droższy prąd
Koszty pracy w Polsce rosną. I jest to zjawisko, które nie może być zaskoczeniem. Po prostu wyszliśmy z grupy państw rozwijających się, w których koncerny lokują swoje zakłady z powodu dostępności taniej, niewykwalifikowanej siły roboczej. Nie jesteśmy w stanie konkurować nie tylko z państwami azjatyckimi, ale i najmłodszymi członkami Unii Europejskiej, jak Rumunia albo Bułgaria. „Po co podnoszono płace minimalne?” – złoszczą się liberałowie. Z takich samych powodów, dla których kilka dekad temu podnoszono je w Niemczech czy we Francji. Bo rośnie standard życia (i jego koszty), rosną oczekiwania pracowników. Mimo systematycznego wzrostu minimalnego wynagrodzenia polskie firmy narzekają na brak rąk do pracy. O czymś to świadczy. Skutkiem ubocznym jest jednak przenoszenie części produkcji – takiej, gdzie nie potrzeba specjalnych kwalifikacji – do uboższych państw. Musimy się z tym pogodzić. Michelin produkcję opon do aut ciężarowych przenosi z Polski do Rumunii – chociaż w całości z Polski się nie wycofuje.
Drugi powód to nieunikniony wzrost kosztów działalności gospodarczej, przede wszystkim produkcji przemysłowej, w związku z podwyżką cen energii elektrycznej. Wiele firm już teraz przyszłe podwyżki uwzględnia w swoich kalkulacjach i planuje cięcia kosztów.
Nowocześniej – czyli oszczędniej
Trzecia przyczyna to rozwój nowych technologii, cyfryzacji i sztucznej inteligencji. Nieco to przypomina sytuację sprzed ponad dwóch stuleci, kiedy to skonstruowanie maszyn spowodowało, że wielu robotników w fabrykach tekstylnych straciło pracę. I ten aspekt nie jest zaskoczeniem, bowiem analitycy zwracali na niego uwagę od dawna. Im więcej cyfryzacji, tym więcej potrzeba informatyków? Okazuje się, że też nie. Właśnie branża IT, która w ostatnich latach przeżywała boom, teraz znalazła się w czołówce zwolnień.
Redukcje zatrudnienia w zakładach globalnych koncernów spowodowane są także dekoniunkturą na zagranicznych rynkach, co z kolei przekłada się na konieczność wdrażania programów oszczędnościowych. Wspomniana Nokia jest tego przykładem: cięcia w Polsce to element planu restrukturyzacji do 2026 roku.
Co z państwowymi spółkami?
Otwarte pozostaje pytanie, czy oszczędzać będą również spółki Skarbu Państwa? W przypadku Poczty Polskiej, stojącej na krawędzi bankructwa, to nieuniknione. Przez lata odkładano konieczne decyzje, a sytuacja systematycznie się pogarszała. Nowy zarząd Poczty musi wziąć byka za rogi i podjąć trudne decyzje. Co jednak z innymi kontrolowanymi przez państwo spółkami? W czasie pandemii ich polityka uchroniła polską gospodarkę (i rynek pracy) przed załamaniem. Nie wiadomo jednak, jakie decyzje będą zmuszone podjąć w tym roku. To przecież w dużej mierze spółki giełdowe, które muszą dbać o interes akcjonariuszy.
Cóż, bądźmy dobrej myśli i uważnie patrzmy na gospodarcze wskaźniki – nie tylko Polski, ale całej Europy.
Blog Krzysztofa Przybyła, prezesa Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego na portalu Salon24.pl