
Przedsiębiorcy – najmniej zauważani w kampanii wyborczej
Dzisiaj, jak to się mówi, święto demokracji – miejmy nadzieję, że przy wyborczych urnach będą tłumy. Nie tylko dlatego, że to po prostu obywatelski obowiązek, ale również z tego powodu, że kto nie głosuje, nie ma potem prawa narzekać. A ponarzekać wszyscy lubimy. Można już pokusić się o analizę, kto był największym wygranym, a kto największym przegranym pierwszego etapu kampanii wyborczej. Niestety, największym przegranym byli polscy przedsiębiorcy, na których kandydaci praktycznie nie zwracali uwagi.
Miliony niedostrzeganych osób
Można powiedzieć, że kampania ma swoją logikę i ekonomię, zatem kandydaci zabiegają o głosy najliczniejszych grup. Będą więc bardziej kokietowali emerytów i studentów niż, dajmy na to, kadrę profesorską. Ale chyba sztabowcy nie odrobili lekcji i nie zgromadzili podstawowych danych. Wówczas by wiedzieli, że przedsiębiorcy nie są grupą marginalną.
Formalnie w rejestrze REGON w ubiegłym roku było wpisanych 5,2 mln podmiotów – około połowy z nich stanowi jednoosobowa działalność gospodarcza. Przyjmijmy, że pracownik spółki prawa handlowego nie utożsamia się z interesami właściciela i nie ma świadomości, że warunki prowadzenia działalności gospodarczej wpływają na stabilność jego zatrudnienia i zarobki. W takim wypadku i tak zostaje na placu boju kilka milionów mikroprzedsiębiorców oraz osób współprowadzących czy zatrudnionych w małych firmach. O ile pracownik dużej korporacji może w minimalnym stopniu odczuć albo nawet, ze względu na „rynek pracownika”, w ogóle nie odczuć skutków złych przepisów, to dla pracowników małych firm jest to często być albo nie być. Zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, gdzie coraz częściej rynek pracy się kurczy, między innymi ze względu na masowe zwolnienia.
Niszcząca logika konfliktu
Czy te kilka milionów osób nie jest wystarczająco dużym odsetkiem wyborców, aby starać się przedstawić im konkretną propozycję? Mam wrażenie, że logika wojny, jaką od kilkunastu lat kierują się polscy politycy, uniemożliwia logiczne myślenie. Przecież nie jest tak, że proponując dobre dla przedsiębiorców rozwiązania, automatycznie uderza się w inne grupy. Nie zawsze trzeba komuś zabrać, by dać komuś innemu. Biznes nie oczekuje od rządu pieniędzy – zwłaszcza, że byłyby to pieniądze wzięte od niego w formie podatków. Chce tylko odpowiednich warunków do prowadzenia działalności gospodarczej.
Pozostaje robić swoje
Rafał Brzoska – o czym pisałem i o czym warto przypomnieć – stwierdził z goryczą, że w Polsce znacznie lepsze warunki prowadzenia działalności mają zagraniczne firmy, niż rodzimi przedsiębiorcy. Politycy w kampanii chętnie fotografują się z właścicielami polskich przedsiębiorstw, wychwalając polską jakość i polską innowacyjność. Tyle tylko, że ta jakość jest w stu procentach zasługą przedsiębiorców, a innowacyjność bywa sukcesem wbrew biurokracji – chociaż oczywiście są wyjątki.
O tym, że przedsiębiorcy są przez polityków traktowani w najlepszym razie instrumentalnie, świadczą sondaże przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi. Rządzi partia X, u schyłku kadencji większość przedsiębiorców negatywnie ocenia jej rządy i wiąże nadzieję z partią Y. Z kolei po kilku latach rządów partii Y – latach kolejnych zawiedzionych nadziei – sytuacja się odwraca. To już, mam wrażenie, stały trend.
Co pozostaje przedsiębiorcom? To, co dotychczas – robić swoje. Wierzyć w konsensus i dobrą pracę, a nie w walkę i nienawiść. Budować, a nie skłócać. Może z czasem politycy wezmą wzór z milionów ludzi, którzy tworzą polski sukces?
Źródło: Salon24.pl, blog Krzysztofa Przybyła, prezesa Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego