Czy rozkwitnie szara strefa pożyczkowa?
Krzysztof Przybył
Rząd szybko i sprawnie, zważywszy nadzwyczajne warunki, przygotował pakiet rozwiązań zwany tarczą antykryzysową. Kierunek ich jest dobry, ale diabeł tkwi i w skali, i w szczegółach. A nawet cały pluton diabłów. Krytyka rozwiązań i propozycje ich uzupełniania nie powinny być traktowane jako wsadzanie kija w szprychy, tylko jako troska o dobro wspólne. Zwłaszcza, gdy w imię walki z kryzysem forsuje się przepisy mogące zagrozić całym branżom. Oto przykład jednej z nich – pożyczkowej.
Nie ma co się oszukiwać: najbliższe półrocze, a może i dłużej, będzie dla Polaków najcięższe bodaj od trzydziestu lat. Wiele rodzin będzie borykało się kłopotami finansowymi, z bezrobociem. Zmaleją oszczędności, a to, za co przeżyć kolejne tygodnie, stanie się w niejednym domu głównym problemem.
Taką sytuację wykorzystują najczęściej ci, którzy chcą się wzbogacić na cudzym nieszczęściu. Rozmaitej maści oszuści i bezwzględni lichwiarze, proponujący pożyczki o gigantycznym oprocentowaniu, pod zastaw domu na przykład. Nie można? Nie szkodzi, umowę tak się spisze, by obejść prawo.
Obowiązkiem władzy jest nie tylko surowe ściganie hien (przepraszam, ale inne określenie byłoby za słabe), ale także co najmniej nieblokowanie możliwości zaciągania legalnych pożyczek. W legalnych, sprawdzonych firmach, pod pełną ochroną prawa i w przejrzysty sposób. Nie wszyscy spełniają odpowiednie kryteria, by móc zaciągnąć kredyt konsumencki w banku. Pozostają wówczas firmy pożyczkowe. Oczywiście, pożyczka w takiej firmie związana jest z opłatami wyraźnie wyższymi, niż pożyczka bankowa. Wynika to z tego, że i ryzyko takiej pożyczki dla firmy jest większe. Żelazne prawo rynku.