Sąd a sprawiedliwość
Krzysztof Przybył
Na co dzień, jak wiadomo, Polacy są wybitnymi ekspertami od futbolu czy służby zdrowia. Teraz zaś coraz więcej z nas walczy o miano wybitnych ekspertów w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości. I choć nie zamierzam się wymądrzać na temat reformy sądownictwa, zostawiając to prawnikom, chciałbym jednak skreślić kilka słów z punktu widzenia obywatela i przedsiębiorcy.
Prawda – o czym politycy nie chcą słyszeć – jest brutalna. Ludzi tak na prawdę nie interesuje, czy sędziowie będą wybierali się sami, czy też będą mianowani przez ministra, Sejm lub Prezydenta. Chcą, by sądowe postępowania toczyły się szybko, sprawnie, a wygrana nie zależała od tego, czy strona weźmie odpowiedniego prawnika. Mówiąc krótko – chcą sprawiedliwości. Opartej o prawo, rzecz jasna.
Problem w tym, że obecne zmiany tych fundamentalnych kwestii niemal zupełnie nie dotykają. Jeśli nawet przyjmiemy za dobrą monetę obietnice rządu, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki patologie wymiaru sprawiedliwości wyparują – to czy przeciętny Kowalski doczeka się dzięki temu szybszych rozstrzygnięć? Nie można bagatelizować problemów, jakimi są korupcja i układy – ale dotyczą one sądów w takim samym, a może nawet w mniejszym zakresie, co innych publicznych instytucji. Największym problemem jest niedostosowanie prawa i funkcjonowania sądów do wyzwań współczesnego świata. Przedsiębiorcy odczuwają to najbardziej.
Przykłady? Proszę bardzo. Załóżmy, że do sądu idą dwie firmy, które nie mogą porozumieć się co do umowy na budowę pieca hutniczego. Sprawa trafia do sędziego, który siłą rzeczy zna się na budowie pieców hutniczych w takim stopniu, jak autor niniejszego bloga i lwia część jego czytelników. Jest zdany na opinie biegłych powoływanych przez strony, które i tak są dla niego czarną magią. Do tego musi stawić czoła sztuczkom pełnomocników obu stron, usiłujących za pomocą kruczków prawnych wpływać na całą procedurę.