Śmieciowy monopol polskich gmin
Krzysztof Przybył
Nie wiem, czy pamiętają Państwo dyskusję sprzed kilku lat, jaka towarzyszyła wdrażaniu koncepcji jednego, bezpłatnego podręcznika dla uczniów podstawówek? Wskazywano w niej (w tym niżej podpisany), że takie urzędnicze pomysły eliminują wolny rynek. Ostatecznie pomysł okazał się krótkotrwałym, acz kosztownym eksperymentem. Jednak chęci korygowania wolnego rynku nadal drzemią w urzędnikach. Widać to choćby w branży śmieciowej.
Nie od dziś wiadomo, że odpady to nie tylko wielki problem, lecz również wielkie pieniądze. Spory kawałek tortu do zagospodarowania. Przed 1989 rokiem problem spoczywał w stu procentach na barkach państwowych zakładów, potem nastąpiła liberalizacja i konkurencja. Niewykluczone jednak, że historia zatoczy koło. Przedsiębiorstwa zrzeszone w Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami alarmują, iż coraz więcej samorządów prowadzi tzw. politykę in-house. Zamiast organizować przetargi i wybrać oferenta, który przedstawi najkorzystniejsze warunki, w trybie bezprzetargowym powierzają zadania spółkom komunalnym.
Czy w ten sposób udaje się zaoszczędzić pieniądze? Wątpliwe, bo taki model gospodarowania ćwiczyliśmy przez kilkadziesiąt lat, a jak się zakończył, wszyscy doskonale wiemy. Nie ulega wątpliwości, że w ten sposób udaje się utrzymywać na powierzchni spółki komunalne, które nie mają szans w starciu z prywatnymi konkurentami. Żeby miały, musiałyby zracjonalizować koszty działania, często zredukować zatrudnienie i, co na pewno nie jest bez znaczenia, przestać być przystanią dla samorządowców, ich przyjaciół i rodzin. W innym przypadku groziłoby im bankructwo.
Gminy, oczywiście, z tej sytuacji mogą być zadowolone, lecz tej radości nie podzielają przedsiębiorcy. Firmy zajmujące się odpadami to nie międzynarodowe sieciówki, a polskie podmioty, bardzo często rodzinne przedsiębiorstwa. Nieuczciwa konkurencja podcina im skrzydła i pozbawia możliwości rozwoju.
Samorząd ma obowiązek zadbać o odpady. Tam, gdzie prywatnym podmiotom nie opłaca się działać (a nie wierzę, by takie przypadki były liczne), nie ma wyjścia i musi sam zajmować się problemem. Jednak tam, gdzie jest szansa na wybranie oferty najlepszej i najtańszej, in-house to zagranie nie fair nie tylko wobec polskich firm, lecz również wobec podatnika.